Page 299 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 299

dość i nie jest już w stanie znieść prawdy. Rozumiem ją, bo też tak mam. Po
             prostu lubię kłamać. Na przykład kiedyś poszedłem kupić chleb i po drodze
             wyobraziłem sobie, że idę kupić nadzwyczajnie tajną rzecz i nikomu nie wol-
             no mi zdradzić, co to jest. Policja na pewno mnie śledzi. Zamiast iść prosto
             do sklepu spożywczego, zataczałem więc koła. Chowałem się w bramach
             domów. Dopiero gdy ulica pustoszała i nie było na niej detektywów, wycho-
             dziłem. Nawet w sklepie nie miałem pewności. Kiedy zapytałem sprzedawcę,
             oczywiście po cichu, żeby policja nie podsłuchała, czy nie szukali mnie tutaj
             detektywi, ten spojrzał na mnie, jakbym spadł z księżyca. Potem popukał się
             w czoło i szepnął do mnie jakimś takim dziwnym głosem: „Tak, byli dwaj
             z pistoletami”. Zwiałem stamtąd jak zając, ze strachu, że mnie dorwą. Gdyby
             nie kłamstwa, które sobie opowiadam, dawno umarłbym z nudów. Tak samo
             jest z Bronką. Jej usta kłamią, ale jeszcze nigdy nie widziałem tak czystego
             serca. Cieszę się, że znów jesteśmy razem. Czego nie odważyłem się powiedzieć
             wcześniej, mówię jej teraz. Dziś w nocy opowiedziałem, że moja mama mieszka
             z Nachumem, że śmierdzi mu z ust i że ma jakieś złamanie. Nie rozumiem
             mojej mamy, jak ona to robi z nim w nocy. I od razu wyobraziłem sobie, jak
             on na niej leży, ze swoim wielgachnym bandziochem i całuje ją śmierdzącymi
             ustami. Powiedziałem to Bronce, która bardzo się zdenerwowała.
                – Awrumie Lajb, Bóg jest alfonsem. Stworzył kobietę tylko po to, żeby
             służyła facetowi do pieprzenia. Nie pamiętam, żeby któregoś faceta zainte-
             resowało, co się ze mną działo, kiedy z nim spałam albo potem.
                Oboje przytuliliśmy się jeszcze mocniej, obiecałem jej, że będę ją rozu-
             miał i pieścił tylko wtedy, gdy mi pozwoli. Wcześniej Bronka była z różnymi
             mężczyznami. Teraz jest tylko moja. Przykro mi, że straciła swoje piękne
             piersi z malinowymi sutkami. Kiedyś widziałem, jak siedząc na łóżku, sama
             pieściła swoje sutki. Miałem wielką ochotę zakraść się po cichu i ją ukąsić,
             ale się nie odważyłem.
                Nawet nie pytajcie, jakie mam teraz problemy. Reszta manekinów jest
             zazdrosna o Bronkę. Też chciałyby leżeć ze mną w łóżku. Ale tłumaczę im, że
             łóżko jest za wąskie, pomieści tylko jedną kobietę. Nie dają się jednak przekonać.
             Jedna strasznie gruba kukła, ta, co stoi przy drzwiach, bardzo przypomina
             mi ciotkę. Ona i manekin Bronki bez przerwy się kłócą. Widocznie pozostało
             w nich dużo wzajemnej złości. W nocy, kiedy nie śpię, manekiny opowiadają mi
             najróżniejsze rzeczy, przeważnie smutne. Jakie były kiedyś piękne, pożądane.
             Jak stały pośrodku warsztatu Nachuma, a on je ubierał w stroje z najdroż-
             szych tkanin, i jak się teraz zestarzały i pokruszyły. Staram się je pocieszyć,   297
   294   295   296   297   298   299   300   301   302   303   304