Page 297 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 297

się czuł. Oprócz tego jutro kupimy ci nowe ubrania i buty. Szmaty, które teraz
             nosisz, będziesz mógł wyrzucić.
                – Nie wyrzucę. Nigdy nie wyrzucę. Są moje. Nikomu nie pozwolę ich tknąć.
                Nie wiem czemu, ale gotów byłem się o nie bić i nie obchodziło mnie, co
             będzie dalej.
                – Awrumie Lajb, na co ci stare ubrania? – zapytała moja mama głosem
             Nachuma.
                Nie odpowiedziałem. Zacisnąłem pięści, przygotowany do walki. Nachum
             próbował wyciszyć nastroje.
                – Awrumie Lajb, nie ma co się denerwować. Skoro nie chcesz, nie musisz.
                Do próby uspokojenia włączyła się też mama.
                – Nu, nu, Awrumie Lajb, nikt nie chce zrobić ci krzywdy.
                Coś we mnie płonęło. Przez głowę przebiegało tysiąc myśli. Może
             uciekać jak najprędzej. Może w nocy spalić dom. Może nawet wrócić do
             ochronki i powiedzieć: „To jest moje miejsce, nie układa mi się nigdzie
             indziej”.
                Mama chyba wyczuła, co się we mnie dzieje.
                – Awrumie Lajb, przepraszam.
                To słowo, „przepraszam”, zmiękczyło mnie. Pierwszy raz usłyszałem, że
             mama przeprasza. Ale w środku, gdzieś głęboko pozostał kłujący cierń.
                Naprawdę doceniałem to, że Nachum zostawił nas samych. Mama siedziała
             przy mnie i przyglądała mi się zatroskana. Musiałem być bardzo blady.
                – Jeśli chcesz, wrócimy do naszego starego domu. Nie chcę, żebyś żył tutaj
             w nienawiści. Jesteś dla mnie ważniejszy od Nachuma. Powiedz tylko jedno
             słowo. Chcesz tu ze mną być czy wracamy?
                Słowa „Jesteś dla mnie ważniejszy” przekonały mnie do reszty.
                – Zostanę tu z tobą.
                W domu Nachuma są cztery pokoje. Pracownia, salon, sypialnia i jeszcze
             jeden mały pokoik, który nie służy do mieszkania, lecz do przechowywania
             wszelkiego rodzaju zakurzonych rupieci, między innymi paru połamanych
             manekinów, z których część jest bez głowy, a niektóre są podziurawione. Znaj-
             dują się tam również drewniane drabiny, na których porozwieszane są ubrania.
             W otwartych pudłach piętrzą się sterty starych gazet i książek w twardych
             okładkach. Na ścianach wiszą ręcznie haftowane obrazki, większość poplamio-
             na i ze śladami zaschniętego kleju. Opisuję ten pokój, ponieważ przeznaczony
             jest dla mnie. Obok znajduje się sypialnia mojej mamy i Nachuma, w której
             stoi szerokie łóżko z poduszkami przewiązanymi kolorowymi wstążkami.    295
   292   293   294   295   296   297   298   299   300   301   302