Page 296 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 296

podawaliśmy kromkę chleba z robioną przez mamę konfiturą z czerwonych
           buraków. Ostatnio przychodził do nas stary Lejzer, ten, co żebrze pod syna-
           gogą krawców. Mama zapraszała go na obiad z klusek i w jego oczach byliśmy
           dosłownie bogaczami. Dlatego fajnie jest zapraszać ludzi biedniejszych od
           siebie, bo w ten sposób się dowiadujesz, jak dobrze ci się wiedzie. Teraz więc,
           siedząc w atmosferze bogactwa, tęsknię za naszym pokoikiem. I planuję, żeby
           powiedzieć mamie, że gotów jestem się zmienić, zacząć zachowywać się po
           ludzku, jak to ona określa. Być jak inne dzieci, a nawet zostać w domu i po-
           zwolić się rozpieszczać. Mam przeczucie, że do naszego domu nie wrócimy.
           Już nie będziemy mogli robić, co nam się podoba. Trzeba będzie słuchać się
           jego, tego Nachuma.
             Nie myliłem się. Po pewnym czasie mama i Nachum wyszli z pokoju,
           promieniejąc ze szczęścia. Mama oświadczyła mi jednoznacznie:
             – Awrumie Lajb, nie wrócimy tam. Tak czy inaczej musielibyśmy za dwa
           tygodnie opuścić tamten pokoik. Zostajemy tutaj.
             Nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć. Nachum zapytał, dlaczego nie zja-
           dłem ciasteczek, przecież kupił je specjalnie dla mnie, bo dowiedział się, że
           lubię czekoladowe. Chciałem mu powiedzieć, żeby je sobie wetknął w tłusty
           tyłek i niech mi nie robi przysług swoimi śmierdzącymi ciasteczkami, bo
           żadnymi ciasteczkami mnie nie przekupi, i że skoro tyle czasu nie jadłem
           czekoladowych ciasteczek, dam radę jeszcze trochę bez nich wytrzymać. Ale
           milczałem. Widocznie dobra część mnie, pochodząca od mamy, pokonała
           okropną część mojego ojca, która siedziała cicho. A potem pocieszyłem siebie
           samego: „I tak nigdy nie miałeś domu, więc co za różnica, gdzie przebywasz”.
           To nie jest dom. Zamieszkam tu, ale nigdy nie będę mógł powiedzieć, że to
           mój dom, moje miejsce.
             – Awrumie Lajb, Nachum pozwala nam tu zamieszkać i prosi, byśmy
           czuli się jak u siebie. No powiedz „dziękuję”.
             – Nie powiem. Nigdy nie powiem!
             Chciałem jeszcze dorzucić, żeby się wypchali, ale zamilkłem.
             – Zbój. Niewdzięcznik. Wszystko przez tę przeklętą krew twojego ojca,
           to ona nie daje ci postępować po ludzku i być jak inne dzieci.
             W tym momencie obiecałem sobie, że nigdy nie powiem tego, co myślę.
           Od teraz będę zachowywać wszystko dla siebie.
             – Cyporo, daj mu spokój. To jeszcze dziecko. Co on rozumie? Uspokój
           się – wmieszał się Nachum. A do mnie przemówił głosem dorosłych, którzy
    294    rozumieją duszę dziecka: – Tobie naszykujemy osobny pokój. Żebyś dobrze
   291   292   293   294   295   296   297   298   299   300   301