Page 293 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 293

– Więc co chcesz, żebym zrobił?
                – Awrumie Lajb, przecież znam ciebie i twój charakter, tak samo jak
             twojego ojca. Reb Nachum chce cię zobaczyć, prosił, żebyśmy przyszli. Chce
             z tobą porozmawiać, poznać cię. Obiecaj mi, że nawet jeśli go nie polubisz,
             to się pohamujesz. Zlituj się nade mną, mój ty łobuzie.
                Twarz miała pooraną zmarszczkami. Nie mówiła dużo, trochę płakała,
             pogroziła samobójstwem – i że spadnie to na moje sumienie. Nie może patrzeć,
             jak coraz bardziej upodabniam się do ojca.
                Aby nie dopuścić do dalszego gadania i nie usłyszeć znów, jak bardzo przy-
             pominam swojego ojca i że mam serce pogromczika, obiecałem, że zachowam
             się po ludzku, choć nie bardzo rozumiałem, co to znaczy.
                – W porządku, zachowam się po ludzku – obiecałem przyparty do muru.
                – Zawsze wiedziałam, że ze mnie też coś masz. Awrumie Lajb, jutro jeste-
             śmy zaproszeni na obiad do jego domu.
                Uśpiło mnie ciepło piecyka, gorąca herbata i mnóstwo zjedzonych cia-
             steczek. Parę razy budziły mnie w nocy koszmarne sny. Nie zapamiętałem
             ich treści. Pozostawiły mi tylko poczucie udręki i grozy. Nad ranem miałem
             jeszcze jeden sen. Ktoś próbował mnie pocałować, a ja ugryzłem go w rękę.
                Aż do południa mama i ja przygotowujemy się do wizyty u reb Nachuma.
             Muszę się wykąpać i włożyć nową koszulę. Starych spodni nie zmieniłem.
             Ktoś obiecał przynieść nowe, lecz nie dotrzymał słowa. Buty pożyczyła
             mama od którejś sąsiadki. Są trochę za duże. Od tej samej sąsiadki dostałem
             też kaszkiet. Ledwie przykrywa mi czubek głowy. Mama włożyła kolczyki.
             Wydaje mi się, że należą do swatki Dory. Sukienkę ma zieloną,  a przy dekolcie

             zieloną, dobraną do koloru broszkę. Ma też buty na wysokim obcasie, które
             zmieniły jej sposób chodzenia. Wygląda naprawdę jak dama i jestem z niej
             bardzo dumny. Do czasu wizyty nie wolno mi wychodzić z domu. Biada mi,
             jeśli się ubrudzę, a już nie daj Boże, porwę koszulę.
                Krawiec reb Nachum mieszka na początku ulicy Legionów, w dwupię-
             trowym domu. Dom ozdobiony jest małymi balkonami, które wyglądają
             jak pijawki przyssane do jakiegoś kanciastego zwierzęcia. Drzwi wejściowe
             są strasznie wysokie. Zrobione są z grubego drewna i wysadzane szybka-
             mi w najróżniejszych kolorach. Długi, dość ciemny korytarz prowadzi do
             szerokich schodów z poręczą rzeźbioną w różne rośliny. Zanim weszliśmy
             po schodach, mama poprosiła, żebym odwrócił się do ściany, bo gumka
             od majtek poluzowała jej się razem z pończochami. Widocznie są ze sobą
             powiązane. Potem staliśmy długą chwilę pod drzwiami. Mama zwlekała    291
   288   289   290   291   292   293   294   295   296   297   298