Page 292 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 292

swatkę Dorę. To mnie uratowało przed laniem, które czekało mnie za to, że
           nie wróciłem na noc.
             – Awrumie Lajb, dobrze, że przyszedłeś, sprawa dotyczy też ciebie, nie
           tylko twojej mamy. Chcesz, żeby była szczęśliwa i żebyś ty też był szczęśliwy?
             Dora przysunęła do mnie twarz. Gadała i gadała. Jej słowa otaczały mnie
           i osaczały tak, że nie miałem najmniejszej szansy jej odpowiedzieć. Więc tylko
           w głębi ducha życzyłem jej, żeby została niemową.
             Nie wiem, o czym wcześniej rozmawiały, ale w końcu mama zgodziła
           się spotkać z mężczyzną, którego poleciła jej Dora. Na pierwsze spotkanie
           postanowiły iść razem. Ja zostałem w domu. Mama wróciła ze spotkania
           jeszcze bardziej zdezorientowana. Nie wiem, co tam między nimi zaszło,
           ale z zachowania mamy zrozumiałem, że po prostu uległa namowom Dory.
           Jestem całkowicie zobojętniały na to, co dzieje się wokół mnie. Niech mama
           robi, co chce, nie moja sprawa. Tym, co faktycznie w domu się zmieniło, jest
           jedzenie. Zdaje się, że to prezenty od narzeczonego. Prawie codziennie jemy
           mięso, owoców mamy pod dostatkiem.
             Wieczorem odbyłem rozmowę z mamą, a raczej ona wytłumaczyła mi swoją
           sytuację. Siedzieliśmy koło piecyka. Po kilku dniach bez drewna, w piecyku
           znów się paliło. Dziwny był widok mamy modnie umalowanej i uczesanej.
           Miała w sobie coś ze smutnego klauna, który próbuje być zabawny. Cały jej
           występ zraził mnie do niej jeszcze bardziej. Także jej wyjaśnienia nie przeko-
           nały mnie, że ma słuszność. Od razu przypomniałem sobie, co powiedział
           mi chłopiec z ochronki. „Oni zawsze troszczą się tylko o siebie. A potem ci
           wciskają, że to także dla twojego dobra”.
             – Awrumie Lajb, to dobry człowiek. Jest doskonałym rzemieślnikiem.
           Ma przestronny dom. Jest znany w kręgach bogaczy. Nawet wielmożny
           pan Poznański ubiera się u niego. Awrumie Lajb, nie mam już siły, żeby żyć
           w biedzie i miotać się od jednej upokarzającej roboty do drugiej. Po prawdzie
           nawet takiej nie sposób już znaleźć, jestem za stara, młode dziewczyny biorą
           robotę za połowę ceny. Dora mówi, że ten wdowiec jest dobrym człowiekiem.
           Żona mu zmarła przy urodzeniu pierwszego dziecka. Już od długiego czasu
           szuka żony. Może u niego znajdziemy dom. Może ty też. Może pośle  cię do

           szkoły, nauczy swojego fachu. Awrumie Lajb, daj mu szansę. Takie rzeczy nie
           zdarzają się codziennie. Awrumie Lajb, pomóż mi.
             Ostatnie zdanie brzmiało jak wołanie tonącego o pomoc, dotknęło mnie
           w czułe miejsce. Nie potrafiłem się przed nim obronić, słowa przeniknęły
    290    do mojego serca.
   287   288   289   290   291   292   293   294   295   296   297