Page 289 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 289

Awrumie Lajbinke to, Awrumie Lajbinke śmo. Może byś coś zjadł, może byś
             się czegoś napił. Poza tym myślałby kto, że proponuje mi coś nadzwyczajnego
             do jedzenia. Z klusek, które dostaliśmy z gminy żydowskiej, moja mama pitrasi
             pięciodaniowy obiad: kluski z twarogiem, kluski z żółtym serem, kluski na
             mleku, kluski z cukrem i kluski z kluskami. Nigdy nie przypuszczałem, że
             istnieją tak urozmaicone posiłki. Czuję się wypchany jak kugiel. Potrawy te
             można otrzymać jako smażone lub gotowane. Obiecałem sobie, że gdy do-
             rosnę, nie wezmę klusek do ust. Mama zapewnia mnie, że jeszcze zatęsknię
             za tymi posiłkami, jeszcze będę marzył o kluskach. Do tego czasu jedynym
             sposobem na ucieczkę od klusek jest wyjście z domu.
                Wczoraj spotkałem chłopca z ochronki. Nie pamiętam imienia, wiem tylko,
             że należał do bandy włamywaczy okradających skarbonki na cele dobroczynne.
             Wypuszczono go dwa tygodnie temu. Reszta bandy wciąż jest w zamknięciu.
             Z nim jest tak samo. Nie umie przyzwyczaić się do domu. Usiedliśmy obok
             siebie. Powiedział mi, że czasami ma ochotę tam wrócić. Jego matka również
             zamierza poślubić jakiegoś męta, jakiegoś byle kogo, z kim będzie mogła robić
             to. Tamten już czuje się panem domu i raz nawet uderzył go w policzek, bo
             to jest ojcowski obowiązek. W ramach zemsty chłopiec obciął mu po jednym
             rękawie z każdego płaszcza i po jednej nogawce z każdych spodni, ukradł mu
             dwie pary butów i sprzedał. Teraz ma pieniądze i zaprasza mnie na jedzenie.
             Ja z kolei powiedziałem mu, że ukryłem fałszywe pieniądze w garnku pod
             drzewem. Bardzo się zapalił. Postanowiliśmy iść sprawdzić to miejsce, ale
             po posiłku. Kupił sobie czarny chleb z rodzynkami i kiełbasę wieprzową.
             Ale ja nie mogę tego wziąć do ust. Nie wiem dlaczego, po prostu nie mogę
             i koniec kropka. Dla siebie zamówiłem porcję siekanej wątróbki z cebulą. Po
             jedzeniu udaliśmy się na złomowisko w poszukiwaniu garnka z pieniędzmi.
             Okazało się, że budują tam teraz dom i plac jest ogrodzony deskami. Przez
             szparę zobaczyliśmy na wpół ukończony dom w miejscu, gdzie rosło drze-
             wo. Opowiedziałem mu też o ludziach, którzy tu żyli, i że mieszkałem parę
             miesięcy w skrzyni. Bardzo mi zazdrościł.
                – Wiesz, Awrumie Lajb, tylko ktoś, kto był w ochronce, jest w stanie nas
             zrozumieć. Coś się z nami stało. Nie wiem, jak to wytłumaczyć. Widocznie
             obluzowała się w nas jakaś śrubka, którą za mocno dokręcili.
                Zgodziłem się z nim. Powiedziałem, że moja mama chce wyjść za mąż i nie
             wiem, co mam zrobić.
                – Nie ma za co ich kochać. Oni zawsze troszczą się tylko o siebie, a co ty
             czujesz, wcale ich nie rusza.                                         287
   284   285   286   287   288   289   290   291   292   293   294