Page 272 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 272

wiem. Ale jeśli ktoś chce się dowiedzieć, najlepiej zapytać Annę. Ona wie
           wszystko. Zanim wyszła, obiecała mi przynieść gorącą herbatę, zapewne dla
           podgrzania mojego ciała.
             Parę minut później w pokoju zjawili się Zygmunt, Władek i lis Stefek.
             – Awrumie Lajb, zostań tu jak najdłużej. Masz czyste łóżko i mięk-
           ki materac? Masz jedzenie i spokój? – przekonywał Ignac. I nie czeka-
           jąc na moje pytanie dotyczące przeprosin pani „no, no, no”, puszcza-
           jąc do mnie oko, dorzucił: – Z tysiąc razy w życiu prosiłem frajerów
           o wybaczenie. Chcą przeprosin, niech sobie mają. To tak, jakby przepraszać
           konia albo psa.
             Wszyscy siedzą na łóżku. Twarze skrywają jakiś sekret. Mam wrażenie, że
           chcą mi coś powiedzieć, lecz nie wiedzą, jak zacząć.
             – Posłuchaj – zaczyna Zygmunt. – Dużo myślałem o naszym położeniu.
           Wszyscy, mniej lub bardziej, wychodzimy w tym samym czasie. Kiedy cię
           wypuszczą, dokąd pójdziesz?
             Zimna rzeczywistość chwyta mnie za gardło. Chciałem odłożyć to pytanie,
           na ile tylko się da.
             – Nie wiem.
             – Wiesz, gdzie jest twoja matka?
             – Nie.
             – Masz kogoś, u kogo możesz być?
             – Nie.
             – Widzisz, Awrumie Lajb, z nami jest tak samo. Po wyjściu wrócimy
           na ulicę. Tylko Stefek ma mieszkanie od swoich rodziców. Jego matka leży
           w szpitalu dla czubków. Ojciec zniknął, więc mieszkanie stoi puste. Stefek
           zostanie wypuszczony przed nami. Umówiliśmy się z nim, że zamieszkamy
           razem. Nie mamy ochoty żyć z drobnych kradzieży. Nie opłaca się. Trzeba
           wykonać jakąś wielką robotę. Podzielimy się pieniędzmi i rozejdziemy każdy
           w swoją stronę, ale nie goło i boso. Sklep jubilerski znajduje się blisko jego
           domu. On musi sprawdzić jeszcze parę szczegółów. O której sklep się zamyka.
           Jakie ma zamki. Czy właściciel przebywa w sklepie sam. Kiedy wyjdziemy,
           będziemy już wszystko wiedzieć. Pójdziesz z nami. Nie martw się, nie zosta-
           wimy cię. Jesteś nasz.
             W takich przypadkach nigdy nie wiem, jak zareagować. Ich podejście ujęło
           mnie za serce. Przypomnieli mi, że po uwolnieniu nie mam dokąd pójść. Nie
           mam nikogo. Od dziś są jedynymi osobami, do których mogę się zwrócić
    270    w potrzebie. Mimo to bałem się z nimi związać do końca. Samotność jest
   267   268   269   270   271   272   273   274   275   276   277