Page 269 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 269
Na przykład ta z podbródka opada jej na pierś. Z kolei piersi muszą opadać
aż do kolan, ale przez wszystkie sukienki trudno to dostrzec. Najbardziej
śmieszyły mnie jej uszy. Takie uszy widziałem tylko u psów, takie okla-
płe i zakrywające przerzedzoną sierść. Ale jakby jeszcze jej było mało, nosi
kolczyki ciężkie jak odważniki. Po prostu budzi we mnie wstręt. Cerę ma
zawsze błyszczącą, nos czerwony jak u pijaka. Dla niej istnieje kilka rodzajów
dzieci. Milutkie dzieci, mniej milutkie dzieci i dzieci no, no, no! To znaczy
niemiłe. Dumny jestem, że należałem do tej ostatniej grupy. Były też inne
rodzaje dzieci. Dzieci słodkie i dzieci niewinne, jak nasz słodki Jezusek.
Miłością jej życia był Władek. Rumieniła się za każdym razem, gdy na niego
spojrzała. Dziecko-aniołek, tak go nazwała. Kategorię dziecka „no, no, no”
otrzymałem, kiedy podeszła do mnie przy naszym pierwszym spotkaniu.
Obnażyłem zęby. Działo się to w jadalni. Dla mnie to zabawna nazwa, bo
jadalnia z jedzeniem niewiele miała wspólnego. W tym pomieszczeniu za-
wsze czułem się głodny bardziej niż gdzie indziej. Poza tym właśnie wtedy
zdałem sobie sprawę, że wszystko wokół mnie jest zamknięte na kraty, drzwi
z kłódkami i wysokie mury, a co najstraszniejsze ze wszystkiego – serce też jest
zamknięte. Właśnie wtedy straciłem nadzieję, że kiedykolwiek będę wolny
i będę mógł się włóczyć, gdzie mi się spodoba. Przecież to taka prosta rzecz,
a jednak niemożliwa.
W głębi duszy przechadzałem się po polu pełnym kwiatów. Prawdę mó-
wiąc, nie przechadzałem się, lecz skakałem. Z kamienia na kamień, z rowu
do rowu. Rowy były pełne wody i żab. Były też rowy wypełnione zielenią
jak delikatna koronka. Przez chwilę nie połapałem się, skąd się wzięła żaba
o ludzkim głosie. A poza tym, jak byście zareagowali, gdyby ręka z błyszczącą,
obwisłą skórą, o chudych palcach z pierścionkami oraz czerwonymi, ostrymi
paznokciami, próbowała was dotknąć? Natychmiast wyszczerzyłem zęby
i z całej siły wbiłem je w to łapsko. Nad sobą usłyszałem krzyk: „O słodki
Jezu!”. Bardzo to było dziwne usłyszeć żabę wzywającą słodkiego Jezusa.
W tej sekundzie poczułem takie uderzenie, że głowa zachybotała mi parę
razy w prawo i lewo. Cały gniew, cały ból, cały płacz, który nie odważył się
wydostać na zewnątrz, cała nienawiść do świata – eksplodowały we mnie.
Żaba została powalona na podłogę, a ja zębami szukałem jej gardła. Trudno
było je znaleźć z powodu kilku sznurów korali. Ciężko sobie wyobrazić, jak
by się to wszystko skończyło, gdyby nie przybyli Aleks i pani Zofia. Oni też
doznali solidnego ugryzienia. Za karę zamknęli mnie w ciemnicy koło kuchni,
do której wyrzuca się śmieci. Na szczęście stała tam wysoka drabina, inaczej 267