Page 268 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 268

– Ręka boska ją uratowała. Mogła tam umrzeć z głową w wodzie.
             – Coś okropnego. Jak tam wpadła? – dziwi się Władek.
             Od każdego czegoś się uczę. Od niego próbuję nauczyć się udawania.
           Mam nadzieję, że mi się powiedzie. Ale skąd wytrzasnąć taką buzię aniołka?
           Jednocześnie się go boję. Mógłby to zrobić mnie, z tym samym spojrzeniem.
           Pod pewnymi względami przypomina Hermana, brata Irki. Nie rozumiem
           jego okrucieństwa. Dlaczego zrobił to Meli? Przecież ona nie wyrządziła mu
           żadnej krzywdy. Ja bym tego nie zrobił, ale nie mogę im przeszkadzać. Teraz
           mam dwie możliwości: być jak oni lub być sam. Obie są przerażające. Podczas
           obierania ziemniaków organizuje się szajka i już snują plany obrabowania ja-
           kiegoś sklepu jubilerskiego. Adres utrzymują w tajemnicy. Wieczorem przed
           pójściem spać Zygmunt zaproponował, żebym do nich dołączył.
             – Awrumie Lajb, tylko pieniądze nas uratują. Bez tego jesteśmy zgubieni.
           Przez całe życie będziemy żreć słomę i żyć jak robactwo. Za pieniądze być
           może będziemy się uczyć w szkole i żyć jak ludzie. Powiedz, czy chciałbyś,
           żeby twój syn żył tak jak ty? Zawsze bosy i wygłodniały? Jeśli powiedzie się
           nam w tej robocie, może nasze dzieci będą żyły inaczej.
             Poprosiłem ich o czas do namysłu. Słowa mojej mamy nie dają mi spoko-
           ju. „Odechce mi się życia, jeśli zobaczę, że stałeś się złodziejem… że stałeś się
           złodziejem… złodziejem…”. Złoszczę się na nią: po co mi to powiedziała? Na
           siebie też jestem zły. Czemu tak mnie to prześladuje?
             Zygmunt i Władek bardzo mi dogadzają, dzielą się ze mną wszystkim. Nie
           wiem, skąd wytrzasnęli całą blachę ciasta. W nocy je wszamaliśmy.
             Podczas jedzenia dołączył do nas Stefek. Nie znoszę go, bo jest lizusem.
           Ma chytre jak lis ślepia. Gotów jest zrobić wszystko, czego zażądają Ignac
           i Zygmunt. Moim zdaniem jest też zdolny do kablowania i okradania kolegów.
           Mnie także zaczął się ostatnio podlizywać i powiedział, że tamci wtajemniczyli
           go we wszystkie swoje plany. Chyba będę musiał się naradzić z Bronką. Ale
           co się z nią stało? To już trzecia noc, kiedy się u mnie nie pojawiła. Nurtuje
           mnie pytanie, dlaczego spośród tylu osób, które spotkałem, akurat Bronka
           jest taka dla mnie ważna, nawet ważniejsza niż mama. Co w niej jest? Myślę,
           że nawet jeśli ją poproszę, żeby przyszła kolejny raz, nie będzie wiedziała, co
           ma odpowiedzieć.
             Jeszcze nie opowiedziałem wam o znienawidzonej przez nas wszystkich
           kobiecie. To kobieta o bujnych kształtach, ubrana w mnóstwo sukienek,
           jedna na drugiej, we wszystkich kolorach. Wygląda dosłownie jak chodząca
    266    szafa. Wszystko u niej jest za duże o kilka numerów. Nawet skóra na twarzy.
   263   264   265   266   267   268   269   270   271   272   273