Page 261 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 261
– Posłuchaj, Awrumie Lajb. – Zygmunt otrząsa się z przygnębienia. – Dziś
w nocy zrobimy skok.
Domyślam się, że chodzi o kradzież. Wszędzie jest na to inna nazwa: skok,
robota, zrobić interes, zrobić akcję.
– Wejdziesz do interesu. Ja, ty, Władek i taki jeden z kuchni. Pomaga Chanie,
no tej Żydówce o sercu miękkim jak wosk, która ma duszę słodką jak cymes
i delikatną jak nóżki w galarecie. Problem w tym, że teraz ma zastępczynię.
Moim zdaniem ona jest szefową wydziału tortur w piekle. Na pewno stoi
tam z wielką chochlą i miesza smołę na dupach złoczyńców, tej należy się
wystrzegać. Bądź gotów dziś w nocy.
Chce dodać coś więcej, ale jego wzrok wędruje na bramę i na starego Józefa,
który otwiera ją powoli, z namaszczeniem, aby nie utracić ani odrobiny god-
ności i dumy, jaką zapewnia mu funkcja odźwiernego. Zygmunta to śmieszy.
– Spójrz, spójrz, Awrumie Lajb, dumny jest z siebie jak nocnik. Nie dość, że
na niego srają, to jeszcze jego łapa na biodrze wygląda jak uchwyt od nocnika.
Bardzo mi się podoba ten opis, od razu przekładam jego słowa na obrazy
i raptem wszyscy wyglądają dla mnie jak nocniki. Nie uwierzycie, kto teraz
wchodzi przez bramę. Założę się o trzy bułki z masłem, że nie zgadniecie. Je-
stem pewien, że nie wiecie. Więc wam powiem: Ignac. Ten Ignac od Dwojry
Ganc. Z radości mam ochotę zaklaskać w dłonie.
– Jest Żydem? – pyta Zygmunt.
– Tak.
– To czemu się cieszysz, że go złapali?
Wiem, że Zygmunt ma rację, ale co zrobić, zawsze cieszy mnie widok
znajomej twarzy.
– Ja też go znam – oświadcza Zygmunt. – Jest z naszej paczki. Razem
chodziliśmy na robotę przez długi czas. Nie wiem, kto się od kogo zaraził, ale
Ignac cierpi na tę samą chorobę: ganiają za nim portfele. Awrumie Lajb, on
jest mistrzem. Oczami potrafi otworzyć kieszeń. Ma złote ręce i szybki jest
jak strzała. Ciekawe, jak go złapali.
Jestem dumny ze swojej znajomości z Ignacem, więc opowiadam Zyg-
muntowi o Dwojrze Ganc, chcę mu też powiedzieć o reb Icchoku. Nagle
zdaję sobie sprawę, że mówię do siebie. Zygmunt wyszedł, żeby naszykować
Ignacowi łóżko koło nas.
Ignac bardzo wydoroślał. Rysy jego wydają mi się ostrzejsze, być może
z powodu łysej głowy i odstających uszu. Cieszy się na mój widok. I od
razu czuje się jak w domu. Oprócz mnie zna go z roboty wiele dzieciaków. 259