Page 257 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 257
które już trzymali w rękach, z powrotem na talerz. Aleks wydaje się rozczarowa-
ny. Właśnie w tym momencie zjawia się pani Zofia i ratuje go z zakłopotania.
Prosi, żebyśmy wszyscy wyszli na zewnątrz i wracali do gabinetu pojedynczo.
Na dworze Zygmunt znów nas poucza.
– Ani jednego sensownego słowa. On to wykorzysta. Poza tym zaraz przy
wyjściu wisi jego płaszcz. Mam przeczucie, że w kieszeniach coś jest. Jak
znajdziecie, dzielimy się pół na pół, jasne?
Nikt mu nie odpowiada, bo to oczywiste.
Za drzwiami słychać głos pani Zofii:
– Proszę wchodzić. Ale tylko jeden.
Zygmunt wypycha mnie do przodu. Naprzeciw mnie siedzą pan Aleks
i pani Zofia. Oboje uśmiechają się jak kelner po otrzymaniu napiwku.
– Jak się nazywasz, chłopcze? – zwraca się do mnie Aleks.
– Awrum Lajb.
– Awrum Lajb co?
– Awrum Lajb Aksztajn.
– Od dzisiaj jesteś numerem sto siedemnaście, jasne?
– Jasne.
Na stole leżą przewiązane sznurkiem papiery. Oboje przerzucają je, coś
szepcząc. Od czasu do czasu zerkają na mnie, żeby się upewnić, czy jeszcze
nie zniknąłem.
– To bardzo ciekawy przypadek – szepcze Aleks.
Pani Zofia kiwa głową, że się zgadza. Ogromne oczy mężczyzny patrzą na
mnie z troską. Ciekawe, jaką szufladę we mnie otworzą.
– Twoja babcia umarła.
Potwierdzam krótko.
– Kogo jeszcze masz w rodzinie i co on albo ona robi?
– Ona już nic nie robi. Też umarła.
– Aha, kogo jeszcze masz?
– Mamę.
– Gdzie jest?
– Nie wiem.
– Aha, aha, hm…
– Gdzie jest ojciec i co robi? I jaki ma zawód?
– Nie wiem, ale mama powiedziała, że był skurwysynem.
– Aha, aha. To wszystko?
– Miałem też wujka. Nazywał się Efraim. I zniknął razem z balonem. 255