Page 22 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 22

– Gdyby Piłsudski widział, jak nisko upadłem! – zawołał Gedalia. – Teraz
           muszę wozić każdą mendę, każdego handlarza krwiopijcę. Popatrz, spójrz na te
           skrzynie i worki, które muszę ładować na wóz. Ale nie ma wyjścia, takie jest życie.
             Ja i furman Gedalia załadowaliśmy worki na wóz po obu stronach. Prawie
           wszyscy pasażerowie siedzieli już na ławkach i czekali. Reb Icchok poszedł
           się pożegnać z przyjaciółmi. W każdym domu na pewno skosztował kropelki
           gorzałki. Kupcy, którzy mają z nami podróżować, to Zelig Szulc, Icie Gottlieb
           i Kalman Nusbojm.
             Gedalia stale zerka na zegarek.
             – Do diabła z nimi, mieliśmy wyjechać w południe, a teraz jest prawie
           wieczór. Niech ich diabli porwą. Mówię ci, Awrumie Lajb, bogaci zawsze
           mają czas. Są przekonani, że kupili sobie ten świat.
             Pod wieczór zjawił się reb Icchok. Myślałem, że z razem z nim przyjdzie
           Szulamit ze swoją matką. Okazało się jednak, że nie pojedzie z nami. Reb
           Icchok niósł na plecach mały tobołek. Kupcy przytargali jeszcze kilka kufrów
           i skrzyń.
             – Oby kiły dostali – złorzeczył im Gedalia. – Wydaje im się, że mój koń
           to pociąg.
             Obok Gedalii usiadł Zelig Szulc z dwoma synami. Starszy nazywa się Kopel,
           młodszy Szmulik. Starszego syna Zelig Szulc odwozi do jesziwy. Szmulika
           zabiera do tego samego miasteczka, żeby babcia mogła go zobaczyć. Później
           okazało się, że Kopel musi opuścić Łódź, bo zaczął się oglądać za tyłkami
           gojowskich dziewczyn.
             – Co tu dużo gadać, mój syn po prostu jest nienormalny. Nie tylko gapi
           się na tyłki gojowskich dziewczyn, ale nawet przyłapałem go na podjadaniu
           wieprzowiny.
             I zaraz wywiązała się kłótnia, czy Kopel jest normalny, czy nie. Reb Icchok
           twierdził, że Kopel jest najzupełniej normalny.
             – Gdyby gapił się na tyłek świni i podjadał gojowską dziewuchę, to byłoby
           nienormalne.
             Wszyscy ryknęli śmiechem, a Kopla reb Icchok natychmiast sobie zjednał.
           Zelig Szulc z gniewem atakuje reb Icchoka, zarzucając mu, że przykłada rękę do
           zepsucia obyczajów. Wszyscy są już gotowi do wyjazdu, czekają tylko na mnie.
           Ja zaś nie wsiadam na wóz, bo coś pcha mnie na podwórze. To podwórze, które
           tak pragnąłem porzucić i którego tak nienawidziłem, zdaje się częścią mnie.
             Przysiadłem koło wielkiego głazu obok skrzyni na śmieci, tego samego
     20    głazu, na którym ja i Godel rozłupywaliśmy orzechy. Ciężko mi na sercu.
   17   18   19   20   21   22   23   24   25   26   27