Page 21 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 21
Dom Jony Kruga śmierdzi wódką. Na stole sterty talerzy i garnków
z resztkami jedzenia. Pod nogami walają się otręby. Reb Icchok i ja chcieliśmy
uprzątnąć podłogę, ale Jona Krug się sprzeciwił.
– Dajcie spokój, na to zawsze jest czas. Przecież jutro wyjeżdżacie i nie-
prędko was zobaczę, być może wcale. Nu, w moim wieku niczego się już nie
planuje. Każdy dzień to dar od Boga. Więc cieszmy się każdą chwilą, kiedy
jesteśmy razem.
– Najpierw naszykujemy miejsce dla Awruma Lajba. Jutro czeka go długa
podróż.
We dwóch ściągają siennik i układają go pod stołem. Zanim zasnąłem,
słyszałem jeszcze nabożne śpiewy i brzęk kieliszków na stole. Najwyraźniej
ktoś jeszcze przyszedł pożegnać się z reb Icchokiem.
W nocy budziłem się kilka razy. W izbie słychać było chrapanie Jony Kru-
ga i reb Icchoka. Wznosiło się i opadało, jakby dziesięcioro nienaoliwionych
drzwi otwierało się i zamykało, prześcigając się, które zrobią to szybciej. Bar-
dzo trudno mi było usnąć. Dręczyło mnie pytanie, co się stanie, jeśli mama
wróci i mnie nie zastanie. I zaraz ogarnęła mnie złość, bo przecież nie ja ją
opuściłem, lecz ona opuściła mnie.
Reb Icchok spał do południa. Jona Krug wyszedł o świcie do pracy.
Sprzedaje kiszone ogórki, które robi jego żona. Zaraz po wyjściu Jony zjawił
się Dowidl, żeby się z nami pożegnać. Niezupełnie był przekonany do decyzji
o pozostaniu. Próbowałem go jeszcze wypytać o mnóstwo rzeczy, ale Dowidl
tylko spoglądał w jakiś sobie tylko znany punkt. Potem wetknął palec do
nosa, wydłubał małą kulkę i oglądał ją, nie rozumiejąc, jak się tam znalazła.
Po paru minutach wstał z uniesionym palcem i nie spuszczając oczu z tajnego
punktu na drzwiach, wyszedł z izby.
Żydzi, którzy z nami jadą, a raczej z którymi my jedziemy, opłacili podróż
furmanowi Gedalii. Na ulicy wołają na niego Gedalia Medalia. Bo medal, który
otrzymał w czasie wojny w legionach Piłsudskiego, stanowi dobytek całego
jego życia. Nie było na ulicy mężczyzny ani kobiety, którym nie opowiedziałby
historii swojego odznaczenia. Kiedy wszyscy dorośli już usłyszeli, zaczął opo-
wiadać dzieciom. Któregoś razu mnie też opowiedział, jak rzucił się na Rosjan
z szablą w dłoni i jak sam marszałek Piłsudski przyznał mu medal. Kiedy o tym
mówił, był taki podniecony, że z widłami w ręku zademonstrował, w jaki spo-
sób zaatakował wroga. Wycelował we mnie widły i z rozpaloną od nienawiści
twarzą wrzasnął „hurrrraaa!”. Na szczęście w ostatniej chwili odskoczyłem
w bok, inaczej mój los byłby marny i przykry jak los Rosjan. 19