Page 254 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 254
Siedzimy, patrzymy na niego, nikt nie wie, co on chce powiedzieć. Zygmunt
szepcze mi, że trzeba klaskać. Ja, jak zwykle, nie nadążam. Po tym jak wszyscy
już przestali, klaszczę dalej. Pani Zofia czyta nam piosenkę i objaśnia znaczenie
słów. Piosenka opowiada o komarze, który spadł z drzewa i się zabił, a pani
komarowa bardzo płakała, ponieważ bardzo go kochała. W tłumie rozległ się
nagle rozdzierający płacz. To Władek, chłopiec o twarzy aniołka. Przez łzy
mówi pani Zofii, że bardzo mu żal komara. Ona wyjaśnia mu cierpliwie, jak
należy się spodziewać po wychowawczyni, że to tylko piosenka i nie trzeba
tego tak bardzo brać sobie do serca. Władek od razu się uspokoił.
Zygmunt tłumaczy mi piosenkę na jidysz. Każda śmierć, nawet koma-
ra, przypomina mi o śmierci Bronki. Pani Zofia prosi nas o powtórzenie
wszystkich słów, abyśmy mogli zaśpiewać. Słowa są bardzo proste, dlatego
wybrała dla nas tę piosenkę. Zaczynamy śpiewać przy wtórze pianina. Głos
naszego chóru brzmi jak coś między skrzypieniem nienaoliwionych zawia-
sów u drzwi a wyciem ochrypłych psów cierpiących na zatwardzenie. Pani
Zofia powstrzymuje chór gestem dłoni i prosi, byśmy potraktowali śpiew
bardziej serio.
– Śpiew – tłumaczy – jest sposobem, by uczynić z nas ludzi kulturalnych.
Nie ma człowieka kulturalnego bez śpiewu.
Po tym wykładzie zaczęła uczyć nas pogodniejszej piosenki, o kobiecie,
która hodowała koguta w bucie, i poprosiła, abyśmy po każdym zdaniu klasnęli
w dłonie i zaśpiewali „la, la, la”. Nasze „la, la, la” wyszło bardzo dobrze, więc
w świetle tego sukcesu zapewniła nas, że będziemy kontynuować śpiewanie
co tydzień. Na koniec któryś dzieciak zaczął piać i wrzeszczeć, że mu za cia-
sno w bucie. To był Władek, którego za karę pani Zofia wyprowadziła z sali.
Pod koniec zajęć kazała wszystkim nowym iść na rozmowę do kierownika,
oczywiście rzędem.
Gabinet kierownika jest przestronny, ma duże okna bez krat. Widocznie
nikt się nie bał, że ucieknie. Po obu stronach okien wiszą firany przewiązane
wstążkami, jak motyle. Lewa ściana jest zastawiona półkami, na których
stoją grube książki w czerwonych okładkach. Między książkami znajdują
się wyrzeźbione w czarnym drewnie maski. Po prawej wiszą obrazy. Dwa
z nich bardzo mnie ciekawią. Mam wrażenie, że widziałem je kiedyś w jakimś
miejscu, ale nie mogę sobie przypomnieć. Nagle jak błyskawica wyrasta mi
przed oczami Frojke Elegancik. Widziałem takie obrazy u niego w domu!
Podchodzę bliżej. To nie pomyłka. To jeden z obrazów nagich kobiet, a ko-
252 bieta tutaj zrobiona jest z mieszaniny wszystkich kolorów. Za każdym razem