Page 255 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 255

gdy przypominam sobie o jakimś przeżyciu, które odeszło i nie wróci, robi
             mi się smutno. Jakbyście machali ręką na pożegnanie znajomemu, ale na tyle
             dalekiemu, że wiecie, że już nigdy się nie spotkacie. Równocześnie czuję, że on
             jest koło mnie i coś mnie kłuje w środku. Frojke już nie istnieje, lecz mimo to
             gdzieś jest. To tak, jakby coś zgubić i nie móc odnaleźć, ale to wciąż istnieje.
             Tak wiele jest tajemnic na świecie, chciałbym je poznać. Spoglądam na sterty
             książek. Ci, którzy je napisali, na pewno wiedzą wszystko. A kto trzyma ich
             tak dużo w domu i czyta, z pewnością jest też mądry. Mam ochotę zapytać
             kierownika, czy przeczytał wszystkie te książki. Myślę, że tak, sądząc po jego
             wyglądzie. Ma okulary. Z okularów spoglądają na mnie oczy, oczy zbyt duże
             w stosunku do twarzy, co jest trochę przerażające.
                – Co tak patrzysz? – pytają oczy.
                Chętnie opowiedziałbym mu, że znam tego malarza i jak się poznaliśmy,
             i co się z nim stało. Ale oczy mówią do mnie głosem podobnym do tego,
             którym ludzie zwracają się do małych pudelków i niemowląt. Nie odpowia-
             dam i cofam się, żeby stanąć koło Zygmunta. Drugi obraz jest ogromny, cały
             upaćkany na spleśniały zielony kolor. Na obrazie widać kobietę zbudowaną
             z samych szuflad. Kobieta opiera się na kulach. Widocznie zrobił ją pijany
             stolarz, który zadbał o to, by się nie przewróciła.
                – Nazywam się Aleksander – przedstawia się kierownik. Ale możecie na
             mnie mówić Aleks. – I patrzy na nas, żeby sprawdzić, jakie zrobił wrażenie.
                Milczymy.
                – No, Zygmuncie, widzę, że znowu jesteś z nami.
                – Tak, stęskniłem się za wami. – Zygmunt odpowiada, przedrzeźniając
             głos pani Zofii.
                – Jeśli trafisz do nas jeszcze raz, nie będziemy mieli innego wyjścia, jak
             tylko odesłać cię do więzienia dla dorosłych. Więc co teraz zrobiłeś? – pyta
             z ciekawością Aleks.
                – Panie Aleks… – zaczyna Zygmunt z poważną miną.
                Nigdy nie wiem, kiedy mówi serio, a kiedy naśmiewa się ze wszystkich.
             Naprawdę go podziwiam i obiecuję sobie, że pójdę w jego ślady.
                – Panie Aleks… Nie mam szczęścia w życiu. Znowu przydarzyło mi się to
             samo. Idę ulicą, a za mną jakiś portfel. Oczywiście, że mnie to ciekawi. Czego
             ode mnie chce? Czemu uwziął się akurat na mnie? I w tym momencie słychać
             krzyki, zaraz nadjeżdża policja i zaczyna się całe to sra-ta-ta-tam. Tłumaczę
             im, że chciałem się tylko przekonać, czyj to portfel, i oczywiście go zwrócić,
             ale co ja na to poradzę, że policja mi nie wierzy.                    253
   250   251   252   253   254   255   256   257   258   259   260