Page 249 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 249

się przygnębiony. Po prostu nie mam już siły toczyć się z miejsca na miejsce
             między ludźmi. Chciałbym teraz umrzeć. Zazdroszczę Bronce. Wszystko ma
             za sobą. Zygmunt i cała reszta wydają mi się obcy i nie rozumiem, dlaczego
             miałbym z nimi pozostać. Coś we mnie tężeje. Z radością bym ich pozabi-
             jał, niech wyzdychają. Gdzie, do diabła, wszyscy się podziali? Gdzie jest Berl
             Szleper, gdzie jest mama, gdzie Chawale, tak bardzo ich potrzebuję, a oni
             są tak daleko…
                – Czemu nie jesz? – pyta Zygmunt. Widocznie nie jest mu miło, że nie jem.
                Patrzę na wszystkich i nie widzę nikogo. Nikt nie ma twarzy. Mają tylko
             szczęki i zęby. Szczęki mielą jedzenie. Niech się udławią. Całe auto cuchnie
             kiełbasą i żółtym serem. Nawet pani Zofia i pani Halina pracują zawzięcie.
             Co chwila odgryzają kawałki chleba. Kromka chleba znika między zęba-
             mi. Jedzenie sunie w górę i zjeżdża w dół. Szczęki przesuwają się w lewo
             i w prawo. Oprócz ust jedzą też oczy, zjadają czyjąś porcję. Raptem nie ma
             Pedagożki, nie ma wychowanków, jest tylko jedzenie, które trzeba skończyć.
             Dźwięki i zapachy zlewają się ze sobą. Wszyscy żują, wszyscy mielą. Teraz
             głosy uspokajają się, stają się coraz cichsze i cichsze. Przestali jeść. Zygmunt
             śmierdzi kiełbasą. Z gęby mu cuchnie jak ze ścieku. Nażarte oczy stają się
             trochę wyłupiaste. Dostaję od niego wykład, czym jest ochronka. Jak tam
             jest, co się tam robi i jakie są tam dziewczyny. Ma tam przyjaciółkę. Nazywa
             się Tosia i jest blondynką. Na koniec informuje mnie, że jego prawdziwe imię
             to Jenkel. Goje nazwali go Zygmuntem. Wszystko to wyjaśnia mi w jidysz.
             Ale swoje poglądy i to, czym jest psychologia, wykłada po polsku, zapewne
             chcąc podrażnić i zdenerwować obie Pedagożki, doprawia to jednak szczyptą
             jidysz, żebym i ja rozumiał.
                – W ochronce żywisz się, śpisz i sikasz psychologią. Ochronka jest jak
             zakład szewski. Przychodzi rozdarte, brudne dziecko z dziurami w duszy.
             Kładą je na stole, a pani Zofia i pani Halina biorą psychologię i zaczynają je
             naprawiać. Najpierw zatykają mu umysł, mózg i duszę. Żeby nie myślało.
             Potem usuwają mózg łyżeczką. Dziecko w sierocińcu nie potrzebuje mózgu.
             Mózg otrzymuje dopiero wtedy, gdy odchodzi. Wiele dzieci wcale go nie chce
             z powrotem, bo przywykły do życia bez niego. W ochronce potrzebne są tylko
             szczęki do jedzenia i pięści, żeby was nie pobito. Cały tamtejszy personel – tu
             Zygmunt spojrzał na dwie kobiety – to oszuści, idioci i pijawki.
                Przerywa na chwilę i patrzy na kobiety, żeby sprawdzić, jakie wrażenie zrobił
             jego wykład. Pani Zofia i pani Halina odpowiadają uśmiechem. Widocznie
             są do tego przyzwyczajone.                                            247
   244   245   246   247   248   249   250   251   252   253   254