Page 236 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 236
to od niego zależy, czy dom zostanie zamknięty, czy też nie. W pokoju ciotki
gra patefon. Dziś wieczorem ma na pewno jakiegoś oficera policji. Wszystko
dookoła zdaje się pokryte lepkim brudem, skrzypienie łóżek brzmi jak charkot
gruźlika. Wszystko wydaje mi się chore, stracone i beznadziejne.
Byłem tak zatopiony w swoich myślach, że nie zauważyłem stojącej przy
mnie Stefy. Oczy ma jeszcze spuchnięte od snu. Chyba dopiero co wstała. Stefa
ma na sobie tylko przezroczyste majtki. Patrzy przeze mnie na wylot, jakbym
nie istniał. Boże, co ona wyprawia? Pochyla się, jej ręka wędruje do majtek.
Po chwili z jej dłoni zwisa zakrwawiona bryłka. To naprawdę przerażające.
Może przez siuśkę wyjęła sobie wnętrzności? To coś jest grube i wygląda
trochę jak wata. Mam ochotę krzyczeć z obrzydzenia. Wymiotuję. Dlaczego
Stefa wyrzuca swoje wnętrzności do wiadra? Dławi mnie fala zimna. Muszę
zapytać Bronkę. Wyjaśni mi. Może ona też to robi. Stefy nie ma co pytać.
Zniknęła, wróciła do swojego pokoju.
Świat jest przerażający, pełen krwi, okrutny. Nie chcę takiego świata. Nie
chcę, nie chcę. Wykrzykuję to z całych sił. Nie zgadzam się. Nigdy nie ożenię
się z kobietą. Uderzam pięściami w okno. Dlaczego nikt nie budzi się od tych
krzyków? Widocznie krzyk jest we mnie, w środku. Nagle robi się strasznie
cicho. Nie istnieję. Unoszę się w powietrzu na krześle. Krzesło jest wysokie,
wcześniej było o wiele niższe. Wokół mojego gardła ktoś zacisnął sznurek.
Brakuje mi powietrza. Sznurek mnie dusi. Czuję straszny cios w głowę.
Ciemność dookoła. Wbiegam w nią. Ziemia od dołu wydaje mi się kropką
oświetloną gazowymi latarniami. Przede mną wyrasta brama. Muszę natych-
miast do niej dotrzeć. Brama jest ogromna, nie widać jej wierzchołka. Na
bramie wisi skrzynka pocztowa. Ciekawi mnie, kto tu mieszka. Na skrzynce
wypisano złotymi literami: „Tu mieszka Bóg”. W skrzynce leży mnóstwo
listów w najróżniejszych kopertach, a do tego masa listów porozrzucanych
pod nią. Najwyraźniej od dawna ich nie wybierano. Albo Bóg przeniósł się
gdzie indziej i nie zostawił nowego adresu. A może zasnął. Powinno się go
zbudzić krzykiem. Z całej siły uderzam w bramę pięściami, krzycząc: „Boże,
mam do ciebie dużo pytań”. Musiał mnie usłyszeć, bo drzwi zaczynają się
otwierać. Ale co tu robi Bronka?
– Awrumie Lajb, co ci się stało? Oszalałeś? Co to za sznurek na głowie?
Przecież mogłeś się udusić.
Bardzo się cieszę, że widzę jej twarz. Ale jednocześnie jestem na nią zły.
Nie wiem dlaczego. Strasznie boli mnie głowa. Bronka przemawia do mnie
234 cichym i spokojnym głosem.