Page 230 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 230

Od jakiegoś czasu byłem na to gotowy. Bronka zresztą powiedziała, że
           w końcu ciotka mi to zaproponuje. A jednak ta propozycja była dla mnie
           zaskoczeniem.
             – Awrumie Lajb, życie to okrutna rzecz. Kto nie umie pływać, tonie.
             W moich uszach zadudniły słowa: „okrutna, okrutna, okrutna”.
             – Zaczniesz od jutra. A jeśli chodzi o tę małą sukę, lepiej trzymaj się od
           niej z daleka.
             Miałem wrażenie, że zarzucono mi ciężki wór na grzbiet, aż trudno było złapać
           oddech, i ten, kto zaledwie wczoraj był Awrumem Lajbem, dzieckiem – zniknął.
           Wyszedłem z pokoju powolnym, ciężkim krokiem jak zgrzybiały starzec. Nawet
           pogoda na dworze wydała mi się bardziej ponura, dziewczyny starsze, a świat
           bardziej szary. Nie chcę nikogo widzieć, nawet Bronki. Ona też należy do świata,
           który mi narzucono. Wszystkie drogi zamknęły się przede mną. Od Berla Szlepera
           nie ma znaku życia, nawet najmniejszej wiadomości.
             Gdybym wiedział, gdzie przebywa, byłoby mi lżej. Został mi tylko kąt na
           końcu korytarza. Moje łóżko jest niziutkie. Za oknem żyją zupełnie inne dzie-
           ci. Wstają, widzą swoich rodziców, rodzeństwo. Po wyjściu z domu spotykają
           kolegów w szkole, nauczycieli, wrócą do swojego kąta, usiądą przy stole, ktoś
           poda im obiad i zobaczą uśmiechniętą twarz, usłyszą dobre słowo. Ja będę
           wstawał i chodził spać obok wiader cuchnących moczem, będę oglądał tyłki
           dziewczyn, dyndające cycki, nocne koszule albo szlafroki ledwo zakrywające im
           siuśki. Wcześniej nie zwracałem na to uwagi. Byłem jakby poza tym. Wszystko
           widziałem oczami dziecka, z zewnątrz. Czasem te widoki mnie bawiły, czasem
           rozśmieszały, czasem także zasmucały. Ale nigdy nie byłem w środku. Jakbyście
           byli na filmie. Widzicie przemoc, rannych, zabitych, ale wiecie, że po wyjściu
           z kina to zniknie. Dziś nie mam na to szans. Nic już nie zniknie. Widocznie do
           końca życia jestem skazany na oglądanie tych obrzydliwych dziewczyn. Problem
           w tym, że tak naprawdę nie potrafię ich nienawidzić. Bo je też spotkał ten sam
           los. W gruncie rzeczy one też nie mają dokąd uciec.
             Tej nocy nie mogłem zasnąć. Słowa ciotki dały mi dużo do myślenia. Nawet
           nie umiem tego wytłumaczyć Bronce. Jej jest lepiej niż mnie. Za rok odejdzie
           i zbuduje sobie inne życie. Gdybym się nie wstydził, poprosiłbym: „Bronko,
           zabierz mnie ze sobą”. Ale wiem, że to niemożliwe. Każdy ma własną drogę.
           Utknąłem na końcu korytarza. To chyba koniec. Za nim jest już tylko dru-
           gie piętro, a na dole wieczny spokój. To tylko kwestia jednego skoku. Tylko
           kwestia chwilowego strachu. Ale póki co, przez cały dzień otaczają mnie ich
    228    piersi, tyłki, siuśki.
   225   226   227   228   229   230   231   232   233   234   235