Page 226 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 226
W środku zabawy przyjechała policja, wypytując, czy nie widzieliśmy ojca
Piotra. Wszyscy zaprzeczyliśmy. Gdyby dobrze poszukali, znaleźliby jego
czarną sutannę.
Niezbyt przyjemnie mi w tym domu. Wszystkie dziewczyny pracują,
a ja nic nie robię. Nic nie wnoszę do codziennego życia. Mam wrażenie, że
wszyscy krzywo na mnie patrzą. Być może się mylę, ale tak właśnie się czuję.
Ciężko mi z tym. Kiedy zwierzyłem się Bronce, doradziła mi, żebym wziął
na siebie zakupy. Ona na przykład przepada za ciasteczkami z kremem. Stefa
lubi kwaskowate cukierki. Bella, która dużo pali, uwielbia papierosy Pułaski.
Ciotka lubi pić wódkę z kiszonym ogórkiem. Kiedy przedstawiłem propozycję
ciotce, dosłownie mnie uściskała.
– To znak, że faktycznie zdrowiejesz. Za każde zakupy dostaniesz zapłatę
za fatygę. Tobie to poprawi samopoczucie, a nam przyniesie korzyść.
Bardzo mi się podoba takie postawienie sprawy. Dobrze, że zająłem się
zakupami, inaczej nigdy bym nie poznał Feliksa. Bardzo się cieszę, że go na-
potkałem. Jest naprawdę wyjątkowy pośród wszystkich ludzi dookoła. Nigdy
nie wiem, czy nie dowcipkuje, opowiadając mi różne rzeczy o sobie. Powiedział
na przykład, że żyje z powietrza, ptaków i poezji. To chyba prawda. Dlatego
zawsze jest w dobrym humorze. Zawsze trochę podpity, zawsze z uśmiechem
na twarzy. Nawet kiedy wygląda okropnie i strasznie, zachowuje się tak, jakby
wszystko było dobrze i pięknie. I żyje, zgodnie z jego słowami, od teraz do
teraz. Sam siebie pociesza uśmiechem, że nie szkodzi, będzie gorzej, cieszmy
się tym, co jest teraz. Nie ma żadnych oczekiwań ani rozczarowań. Za to ma
jeden nawyk, który naprawdę przyprawia mnie o mdłości. Bez przerwy spluwa.
Strasznie śmierdzi mu z ust, jakby przed chwilą połknął kubeł na śmieci. Palce
ma bure od tytoniu, ciągle je pociera. Jest kieszonkowcem, karciarzem, czym on
nie jest. Kłamie i oszukuje, ale robi to z takim wdziękiem, że nie sposób się na
niego gniewać. Jest całkiem uczciwy. Nie pytajcie, jak to możliwe, bo sam nie
wiem. Piękne jest w nim to, że niczego nie ukrywa. Bardzo się zaprzyjaźniliśmy.
Nie obchodzi mnie, że kłamie. Codziennie opowiada inną historię o swoich
przejściach. Któregoś dnia powiedział, że jest królewiczem, bo jego ojciec był
królem złodziei. A teraz opowiem wam, jak go poznałem.
…Pewnego dnia poszedłem kupić jedzenie do domu. Kosz, który niosłem,
był bardzo ciężki. Ledwo dawałem radę go udźwignąć. Wydawało mi się, że
sądząc po wadze, w południe będziemy jeść kamienie. Przystanąłem na chwilę,
żeby odpocząć przy drewnianym płocie. Nagle podszedł do mnie człowiek,
224 ukłonił się jak przed królem i przedstawił: