Page 217 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 217
Wszystkie dziewczyny przekazały mi prezenty oraz pozdrowienia i życzenia
szybkiego powrotu do zdrowia.
Do szpitala dotarłem trochę za wcześnie, więc musiałem zaczekać z wieloma
innymi ludźmi. Większość odwiedzających przybyła z garnkami i paczkami, przy
nich siedziały ciche i wystraszone dzieci. Za pieniądze od ciotki kupiłem czekoladę
obwiązaną czerwoną wstążką. Gdy nastała pora, otwarto bramy i publiczność
popłynęła do środka, ja razem z nimi. Problem polegał na tym, że znałem tylko
imię Rachel, a nie nazwisko. Korytarz, do którego wszedłem, był długi, po obu
stronach znajdowały się sale. Wszyscy chorzy nosili niebieskie fartuchy i kapcie.
Wszyscy mieli szare, pomarszczone i blade twarze. Wszyscy byli do siebie podobni.
Zapytałem kilka sióstr w białych czepkach o Rachel. W większości były młode
i sympatyczne, żadna jednak nie umiała mi pomóc.
– Czy to twoja mama? – zapytała pielęgniarka w białym czepku, białym
fartuchu, białych butach i o białej twarzy, wyglądająca jakby chwilę wcześniej
wygramoliła się z worka mąki.
– Nie jest moją mamą.
– Więc kim jest?
– Nie wiem.
– Na co choruje?
Na szczęście zapamiętałem nazwę choroby.
– Choroba nazywa się rzeżączka.
Byłem z siebie dumny, że zapamiętałem tę nazwę. Stwór w bieli odsunął
się ode mnie, jakbym to ja był chory.
– Wejdź piętro wyżej i tam zapytaj.
Na szczęście Rachel siedziała w pierwszej sali. Na kolanach trzymała talerz
z jakąś papką. Z początku nie zauważyła, że wszedłem, bo była zajęta jedze-
niem z taką miną, jakby ją zmuszono do połknięcia onucy. Była zatopiona
w gigantycznym szlafroku przewiązanym sznurkiem. Wydawała się mniejsza
albo chudsza, niż ją zapamiętałem. Podszedłem do niej od tyłu i uściskałem
ze wzruszeniem.
– Awrumie Lajb, dobrze, że przyszedłeś. Jak fajnie cię zobaczyć – powie-
działa cichym, zmęczonym głosem.
Siedzieliśmy przytuleni przez kilka minut, Rachel dygotała.
– Zimno ci?
– Tak.
Wręczyłem jej czekoladę. Myślałem, że się ucieszy. Przekazałem jej rów-
nież pozdrowienia od wszystkich dziewczyn i od ciotki. Jej uśmiech był tak 215