Page 211 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 211

Czasami dwie dziewczyny to za mało, więc na tej samej zmianie pracują trzy.
             Każdej przysługuje dzień wolny po zmianie, z powodu przepracowania. Do
             śniadania dziewczyny zajmują się toaletą. Kąpią się, piorą majtki i staniki,
             a potem kolejno sikają. Jeśli ubikacja jest zajęta, a którejś się spieszy, mają
             do dyspozycji dwa wiadra stojące na korytarzu, na którego końcu śpię ja.
             Pokój, w którym leżałem, gdy byłem chory, ciotka oddała córce Stefy, Lau-
             rze. Ma czternaście lat i chce pójść w ślady matki. Stefa jest Niemką. Ciotka
             i Rachel są Żydówkami. Reszta to Polki. Czasami dwie dziewczyny kucają
             nad wiadrami i prowadzą pogawędkę albo nawet przeglądają zdjęcia w ga-
             zetach. Zamykam oczy i odwracam się do ściany. Nawet jak zatykam uszy,
             dochodzą do mnie zdania i fragmenty słów związane z przeżyciami podczas
             nocnej pracy.
                Wydaje mi się, że mówią głośno tylko po to, żebym mógł je usłyszeć.
             Czasami wybuchają między nimi kłótnie o rzeczy, których nie rozumiem, ale
             zazwyczaj chodzi o kradzież szminki, pudru i wody kolońskiej albo o ubrania.
             Wczoraj omal nie doszło do bójki między Bellą i Stefą o coś, co nazywają
             podpaską. Nie wiem, co to dokładnie podpaska, ale chyba chodzi o bardzo
             ważną sprawę. Za wszystkimi słowami i przekleństwami rzucanymi pod-
             czas kłótni kryje się nuda albo czyjś osobisty problem i nastrój. Kłótnia to
             jedynie wymówka. Tylko Rachel nigdy się z nikim nie droczy. Nie narzeka.
             Wręcz przeciwnie, stara się zaprowadzić spokój i upomina dziewczyny, żeby
             się przyzwoicie zachowywały, bo ja wszystko widzę. Przeważnie udzielają
             jej identycznych odpowiedzi: „To jeszcze dziecko, co on rozumie?” „Daj
             spokój, niech się uczy, życie to nie bajka”. Czasami Rachel przychodzi do
             mnie, siada na łóżku i tłumaczy, że takie jest życie. Jest jedyną ze wszystkich
             dziewczyn, która wstydzi się sikać w mojej obecności. Nigdy nie opowiada,
             co działo się u niej w nocy. Wiadomo, że przychodzą do niej studenci, któ-
             rzy robią to pierwszy raz, albo uczniowie jesziwy. Jeden z uczniów jesziwy,
             Nachum, którego nigdy nie widziałem – widocznie przychodził późno lub
             kiedy spałem – otóż ten Nachum jej się oświadczył, ale ona go nie chce,
             bo go nie kocha.
                Aż do śniadania dziewczyny snują się prawie nagie, włosy opadają im na
             twarze, są blade, zmęczone, rozdrażnione i złe. Całe są upaćkane szminką
             i bez przerwy ziewają. Dopiero ciotka interweniuje, każąc im się pozbierać
             w pół godziny i zjeść śniadanie. Wtedy ich ruchy stają się bardziej zwin-
             ne i ożywione. Jem śniadanie razem ze wszystkimi. Zaczyna się zawsze od
             napomnień ciotki.                                                     209
   206   207   208   209   210   211   212   213   214   215   216