Page 208 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 208

nie jestem Francuzem i nie muszę się całować jak Francuzi. Zapewnia mnie
           też, że gdy trochę dorosnę, będę mógł dotykać jej piersi.
             Zabawa zaczyna się późnym wieczorem. Do tego czasu wszystkie dziewczy-
           ny przygotowują prezenty dla ciotki. Mnie Bronka kupiła rubaszkę z haftem
           w kwiaty i wszystkie twierdzą, że wyglądam w niej prześlicznie. Poza tym
           dostałem flakonik wody kolońskiej, trzy chusteczki do nosa i marynarską
           czapkę z dwiema haftowanymi złotymi kotwicami. Wszyscy siedzą wokół
           stołu, który ciotka wykonała z łóżka przykrytego deskami i białym obrusem.
           Ciotka dostała w prezencie jedwabną sukienkę, którą musi włożyć w trak-
           cie zabawy. Przebiera się przy aplauzie dziewczyn. W majtkach i staniku,
           bez ubrania, ciotka wygląda jak sztuka białego mięsa rozlewającego się na
           wszystkie strony. Od pana Słonka dostaliśmy owoce, nawet pomarańcze i wi-
           nogrona. Każdemu z nas przypadło pół pomarańczy. W knajpie po drugiej
           stronie ulicy ciotka kupiła kilka pieczonych kurczaków, brązowiutkich jak
           skóra Bronki.
             Bronka co chwila puszcza do mnie oko. Raz dlatego, że ciotka wylała na
           siebie wino, raz dlatego, że Stefa schowała parę ciasteczek do torebki. Każda
           choć trochę nienormalna rzecz jest powodem perlistego śmiechu. Nawet jeśli
           nie znam przyczyny, śmieję się razem z nimi. Niekiedy Bronka mnie zawsty-
           dza, tak jak to zrobiła podczas zabawy. Przytrzymała mi ręką siusiaka, a ja ze
           wstydu rumieniłem się i bladłem. Z trudem udało mi się uwolnić z jej rąk.
           Ale Bronce wszystko wybaczam. Ma dołeczki na policzkach i oczy psotnej
           dziewczynki. Pracuje u ciotki od czterech lat. Zgodnie ze swoim planem,
           powinna przepracować jeszcze rok, wtedy będzie miała pieniądze na zakup
           kawałka ziemi we wsi koło Radomia. Tam czeka na nią narzeczony. Jego
           fotografię pokazuje każdemu, kto się napatoczy. Jest w nim zakochana po
           uszy. Narzeczony na zdjęciu przypomina zapaśnika. Jest gruby, ma ogoloną
           głowę i byczy kark. Trudno zrozumieć, co ona w nim widzi.
             – Och, Awrumie Lajb, nie masz pojęcia, jak on potrafi przytulać. Jak on
           potrafi kochać. A poza tym ma też inne rzeczy, których nie widać na zdjęciu.
           – I parska śmiechem.
             Jak dla mnie mógłby być manekinem na wystawie u rzeźnika.
             Co jakiś czas wznosimy toast, tym razem za urodziny ciotki, i śpiewamy jej
           piosenkę, żeby żyła sto lat w bogactwie i miłości. Ciotka, trochę podchmielo-
           na, próbuje nam coś odpowiedzieć. Jej słowa toną pośród gromkiego śpiewu.
           Dziewczyny piją wódkę w dużych szklankach. Ja popijam słodkie i czerwone
    206    jak krew wino. W pokoju robi się gorąco. Bronka zdejmuje bluzkę. W ślad
   203   204   205   206   207   208   209   210   211   212   213