Page 205 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 205

– Awrumie Lajb, on był księciem. Piękny, mądry i arystokratyczny. Ale
             żeby wziąć ślub i dostać mieszkanie, potrzebowaliśmy pieniędzy, a za arystokra-
             tyczność nikt jeszcze nie kupił kromki chleba. Zrobiłabym dla niego wszystko.
             Wykorzystał moją niewinność. Najpierw przedstawił mnie jakiemuś bogatemu
             zgredowi. „Nu, zostań z nim na noc, wtedy będziemy mieli pieniądze na ślub”.
             Ta noc była bardzo długa, trwała dwa lata. Po tym zgredzie był jakiś kolejny
             ramol. A potem przychodzili, przychodzili i przychodzili, już mi było wszystko
             jedno, kto przychodził. Pieniądze, które zarabiałam, oddawałam mojemu księciu,
             aż pewnego dnia książę dostał skrzydeł i odfrunął. Nie tylko zabrał pieniądze,
             z tym można by się jakoś pogodzić, ale zabrał mi nadzieję, wiarę w mężczyzn.
             Niczego nie żałuję, tylko tego, że nie urodziłam dziecka.
                – Czemu?
                – Po pierwszej skrobance coś się we mnie zepsuło. Nigdy nie będę miała
             dziecka.
                Nie wiem, czy współczuć dziecku, które się jeszcze nie urodziło, czy razem
             z nim się cieszyć. Ciągle mam wrażenie, że wszyscy wokół mnie pracują, do-
             kładają starań, marzą i gnają jak na jakiejś karuzeli. Są na karuzeli tacy, którzy
             jadą konno, są tacy, którzy zasuwają na własnych nogach, żeby konia dogonić,
             i są tacy, którzy w pocie czoła obsługują karuzelę. Nie rozumiem, czemu nie
             zatrzymają się, nie zbuntują i nie powiedzą: „Dość, więcej nie chcemy”. Mówię
             to, bo czasem mam ochotę zawołać: „Zatrzymajcie karuzelę. Ja już się z wami
             nie bawię”. Zazwyczaj bywa tak, gdy mój stan się pogarsza i tracę przytomność.
             Czasami paraliżuje mnie słabość i nie jestem w stanie sam jeść, po prostu nie
             mam siły podnieść ręki do ust, a wtedy ciotka karmi mnie z taką delikatnością,
             jakiej nigdy bym się po niej nie spodziewał. Myślę o tym i to mnie doprowadza
             do szaleństwa. Jakim cudem w tak obrzydliwej ciotce skrywa się delikatność
             i dlaczego ta delikatność jest taka ukryta. Dziwny świat. Kiedyś, gdy czułem się
             trochę lepiej, zaśpiewała mi piosenkę o dziewczynie, która pokochała gwiazdę na
             niebie i poprosiła czarodziejkę o skrzydła, żeby mogła do niej polecieć, okazało
             się jednak, że gwiazda jest znacznie dalej, niż myślała, i nie starczyło jej sił na
             powrót, więc do dziś w pogodne noce można zobaczyć dziewczynę o skrzydłach
             motyla próbującą dotrzeć do gwiazdy.
                Nie wiem dlaczego, ale ta piosenka głęboko zapadła mi w serce. Żydowskie
             piosenki zawsze zaczynają się od nadziei, lecz kończą się smutkiem. Mam
             poczucie, że ciotka nie chce, żebym wyzdrowiał. Namawia mnie do dalszego
             leżenia w łóżku. To zapewne część jej niespełnionego macierzyństwa. Strasznie
             się wstydzę swojej słabości.                                          203
   200   201   202   203   204   205   206   207   208   209   210