Page 203 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 203
że cały dzień nic nie jadłem. Postaci przede mną zaczynają iść zygzakiem
i rozmywają się. Nagle wydają mi się płaskie, jakby wycięte z tektury. Ciotka
znika. Sztarkman idzie na czworakach. Ciemność mam w oczach. Czarne
plamy tańczą przed oczami jak muchy. Ląduję na ziemi. Nogi mi się zbun-
towały, nie chcąc iść. Wymiotuję zieloną cieczą. Nade mną ktoś mówi. Nie
chwytam słów. Krzyczę na cały głos: „Nie dotykajcie mnie! Dajcie mi trochę
odpocząć!”. Noc skrada się ku mnie i wszystko ogarnia ciemność.
Budzę się w wysokim łóżku. Nisko nade mną wisi szary drewniany sufit.
Naprzeciw mnie małe okienko i różowe firanki. Obok łóżka stoi krzesło, na
nim malutkie fiolki i brązowe buteleczki. Próbuję zrozumieć, gdzie jestem
i jak długo tu leżę, a zwłaszcza – jak tutaj trafiłem. Usiłuję odtworzyć, co się
stało. Stopniowo rozwiewa się mgła i przypominam sobie, że jakaś gigantyczna
dupa huśta się przed moimi oczami w prawo i lewo jak nóżki w galarecie i że
była tam jeszcze jakaś postać z rękami zwisającymi do ziemi. Resztę trudno
mi sobie przypomnieć. Jedno jest dla mnie jasne. Nie wolno być chorym
i bezradnym. Jeszcze gotowi mnie sprzedać. Mogą zrobić ze mną, co im się
podoba. Nie wolno im pokazać, że jestem słaby. Próbuję wstać, ale głowę
mam pełną ciężkich kamieni. Do pokoju wchodzi ciotka, a z nią jeszcze ktoś.
Ten ktoś ubrany jest w biały fartuch. Głowę ma łysą. Czaszka lśni, jakby po-
smarowana olejem. Co oni ze mną wyprawiają? Łysy trzyma igłę w ręku. Igła
błyskawicznie rośnie, zbliża się do mnie. Muszę uciekać. Uciekać za wszelką
cenę. Próbuję wstać i upadam. Spadam przez długi, długi czas.
– Awrumie Lajb, jak się czujesz? – pyta ciotka.
Nie odpowiem. Nigdy jej nie odpowiem. Niech się rozpuknie. Mam tyle
przekleństw w sobie, lecz brakuje mi siły, żeby je wydobyć. Niepokoi mnie
myśl, dokąd zwiał Pociąg. Gdzie jest Berl? Powoli zaczynam sobie przypo-
minać. Pociąg zamienił się w człowieka i zdradził mnie. Oby zdechł. Berl też
niech zdechnie. A jednak tęsknię za nimi, tyle że tego nikomu nie zdradzę.
Zdaje się, że byłem chory przez długi czas. Coś we mnie się rozchorowa-
ło. Pękła jakaś lina i spadłem głęboko. Przez cały czas ktoś przy mnie jest.
Przeważnie ta czy inna ciotka. Raz szczupła blondynka, raz czarna i gruba,
a czasami rudowłosa. Każda ciotka mówi innym głosem. Czasem głos jest
gruby, czasem zachrypnięty. Za każdym razem obrazy stają się wyraźniejsze.
Pewnego dnia usłyszałem głos mojej ciotki, czysty i jasny.
– Jak się czujesz?
Nie odpowiadam. Zamiast tego pytam:
– Czy byłem chory? 201