Page 202 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 202

chorobą skóry, ze śladami przecieków i zmarszczkami troski. Okna patrzyły
           na nas zamkniętymi okiennicami, jakby się wstydziły. W każdym domu
           mieszka jakaś ciotka, jakiś Sztarkman, jakaś dziewczyna, którą sprzedano
           albo szykowano się do jej kupna. Być może Pociąg wcześniej to pojął. Może
           bał się, że on też zostanie sprzedany. Nie chcę iść z nimi, ale nie chcę też zo-
           stać tutaj sam. Oglądałem kiedyś z Szymszonem Beklem film. Pamiętam, że
           musieliśmy wyjść w trakcie, bo Szymszon się rozpłakał. Wyszliśmy podczas
           sceny, gdy więźnia wyprowadzono na egzekucję. Więzień był młodym chło-
           pakiem. Zdaje się, że skazali go na stryczek, bo kogoś zabił. Ale nie byłem
           pewien, kogo zabił, bo przyszliśmy w połowie filmu. Przez całą drogę więzień
           był oddzielony od swoich towarzyszy. Na ekranie nieustannie pojawiały się
           twarze jego matki i narzeczonej. Tamta droga była bardzo podobna do tej,
           którą my pokonujemy teraz. Sztarkman wygląda jak kat. Ciotka jest zwalista
           jak wóz, na którym siedział więzień. Po wyjściu z filmu siedzieliśmy długo na
           dworze  i Szymszon powiedział mi, dlaczego nie mógł wytrzymać do końca

           filmu. Z powodu kumpla imieniem Janusz, do którego aktor był bardzo
           podobny. Nagle strasznie zatęskniłem za Szymszonem. Do diabła, chciał-
           bym przestać tęsknić. Raz na zawsze. Boję się, że któregoś dnia zatęsknię
           nawet za tą ciotką.
             – Awrumie Lajb, chcesz lody? – pyta ciotka słodziutkim głosem.
             – Nie.
             – Może bułkę?
             – Nie.
             – Może chcesz kawałek czekolady?
             – Nie.
             Ciotka zaczyna tracić cierpliwość, co sprawia mi przyjemność.
             – Więc czego ty chcesz?
             – Żebyś zdechła.
             Ciotka nie wiedziała, jak zareagować.
             – Nie widzisz, że chłopak jest smutny? – Sztarkman tłumaczy jej tonem
           eksperta od dziecięcych smutków. – To jeszcze dziecko, co on rozumie?
             Aż trudno uwierzyć, że nigdy nie byli dziećmi. Trudno uwierzyć, że od
           razu urodzili się dorośli. Jak to możliwe, że od razu obrośli mchem? Dokąd
           idę z tymi dwiema zmurszałymi bryłkami? Dosłownie jak więzień na filmie.
           Duszę się od nienawiści do nich. Nie wiem, dlaczego nienawiść wydaje mi
           się zielonym strumieniem pulsującym w moich żyłach. W głowie stukają mi
    200    małe młoteczki: niech wyzdychają, niech wyzdychają. Przypominam sobie,
   197   198   199   200   201   202   203   204   205   206   207