Page 193 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 193
– Niech Bóg mu wybaczy i czuwa nad jego duszą. Jeśli o nas chodzi, jest
już zlikwidowany.
Słowa Berla spadają mi na uszy jak cios siekierą w głowę.
– Zaprosiliśmy go do nas na dintojrę. Jeśli przyjdzie, jest szansa, że wyjaśni
swoje postępki, a jeśli nie przyjdzie, już my go odnajdziemy. Nic go przed
nami nie uratuje.
W tym momencie w mojej głowie zaczęły się przesuwać wizerunki Godla,
obrazy jego ojca, jego matki. Godel był częścią mnie. Dorastaliśmy na tym
samym podwórzu, a kto tam dorastał, zawarł przymierze krwi na całe życie.
I oto zamierzają zabić część mnie. Nie wiem, jak bym się zachował, gdybym go
spotkał. Może bym go ostrzegł. Ale wtedy zdradziłbym też to, co mi wyznał
Berl. Nigdy nie sądziłem, że bycie mężczyzną jest takie trudne. Może powi-
nienem pozostać dzieckiem tak długo, jak się da. Berl i ja już uścisnęliśmy
sobie ręce, a uścisk rąk zobowiązuje. Poza tym obiecał, że nauczy mnie sztuki
fałszerstwa. Co jest ważniejsze, Godel czy moja przyszłość? Wybrałem swoją
przyszłość. A jednak strasznie boli mnie myśl, że Godel umrze.
– Czy dzisiaj odbędzie się nad nim dintojra?
– Tak.
Cały dzień sprzątałem komórkę pana Gustawa. Pod wieczór wszedłem
z Pociągiem do czystego pokoju. Nigdy nie miałem własnego pokoju. Jestem
po prostu szczęśliwy. A jeśli Berl nauczy mnie fałszerstwa, za pieniądze kupię
sobie żaglowiec, na maszcie zatknę czarną flagę z trupią czaszką i będę pira-
tem, i wszyscy marynarze, którzy będą u mnie pracować, też będą piratami,
i każdy będzie miał drewnianą nogę oraz jedno oko zakryte czarną opaską.
Tymczasem stoję na dachu z lornetką zrobioną z tektury. Trenuję bycie kapi-
tanem statku. Przez długą lornetkę dostrzegam kobietę wykrzykującą swoje
„cip, cip” i Żyda siedzącego tyłem do mnie. Znalazłem w komórce jeszcze
więcej przedmiotów, ale tego już nie opowiem, bo tymczasem wydarzyły się
ważniejsze rzeczy.
Wieczorem przyszło kilka osób. Większości nie znałem, z wyjątkiem jed-
nego, który czasami przychodził do knajpy. Nie wiem, skąd oni mnie znają.
Wszyscy siedzą wokół stołu bilardowego i przed każdym stoi szklanka. Na
środku stołu stoi kilka butelek wódki. Od czasu do czasu ktoś sobie dolewa.
Miny mają poważne. Niektórzy są już trochę podpici. Spoglądają na szklanki
mętnym wzrokiem. Po prawej stronie stołu siedzi Berl Szleper. Twarz ma
gładko ogoloną. Przed nim też stoi szklanka do połowy wypełniona wódką.
Wszyscy milczą. W powietrzu czuć napięcie. Czekają na Godla. Wszystko 191