Page 186 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 186

i wyjść na dach. Nawet Pociąg czuje w powietrzu coś nienormalnego. Zjeżył
           się i wyszczerzył kły. Zacząłem się bać, ale jednocześnie czułem, że to bardzo
           ciekawa sytuacja, podobna do filmu, który widziałem – o policjantach ściga-
           jących włamywaczy po dachach. Włamywacze zręcznie przeskakują z dachu
           na dach w przeciwieństwie do grubych, niemrawych policjantów. W moim
           przypadku odległość od dachu do dachu jest dość duża. A pod dachówkami
           poupychany jest żelazny złom i szmaty. Każdy mój krok uwalnia chmurę
           kurzu. Na dole słychać głośne walenie w drzwi.
             Zeskoczyłem z dachu, Pociąg za mną. Na szczęście wylądowałem na zgniłej
           kupie szmat cuchnących pleśnią, prawie w niej tonąc. Drugi dach był nieco
           bardziej pochyły i brakowało wielu desek wspierających dachówki. Ostrożnie,
           na czworakach, zbliżyłem się do wielkiego otworu zabitego deskami. Wpełzłem
           przez otwór na czworakach. Przede mną ukazały się drzwi. Nie były zamknięte,
           mocno je pchnąłem. Drzwi otworzyły się ze skrzypieniem zawiasów.
             Bałem się, że za chwilę pojawi się jakaś postać z białym prześcieradłem na
           głowie albo kościotrup. Pociąg też się bał, szedł blisko mnie. Przede mną było
           małe pomieszczenie z niskim sufitem, z którego dyndał klosz. Zatrzymałem
           się. Poczekałem, aż przywyknę do ciemności. Stopniowo, jakby spod wody,
           wynurzały się i płynęły do mnie meble. Najpierw stół, na nim mnóstwo
           butelek i szklanek. Potem także dwa krzesła z przewieszonymi na nich płasz-
           czami. Na podłodze, przy samej ścianie, stała skrzynka po piwie, kartonowe
           pudła i łóżko przykryte narzutą, a na niej mnóstwo poduszek. Nad łóżkiem
           wisiała półka z rzędem książek. Obok łóżka stały dwa lichtarze z wypalonymi
           do połowy świecami. Pociąg zaczął kichać od nadmiaru kurzu. Kazałem mu
           siedzieć cicho. Kiedy to nie pomogło, wypchnąłem go na dach. Bez wątpienia
           ktoś się tu wcześniej ukrywał. W kącie stała szafka z otwartymi drzwiami.
           Na wieszakach wisiało wiele garniturów. Spodnie i czapki rozrzucone były
           na półce pod wieszakami. Na stole stała popielniczka z niedopałkami, obok
           pudełka zapałek. Zapaliłem obie świece. Pokoik napełnił się światłem. Stałem
           przed jakąś tajemnicą. Być może ukrywali się tu rozbójnicy? Może ukrywał
           się tu ktoś niebezpieczny i lada chwila może wrócić? Mimo to pomyślałem,
           że jestem szczęściarzem. Nie każde dziecko ma takie przeżycia. Może walenie
           do drzwi pochodziło od kogoś, kto próbował dostać się tutaj po schodach
           z mojej kryjówki.
             Otworzyłem jedną z butelek, były w niej resztki wódki. Bałem się czło-
           wieka, który walił do drzwi, tak samo bałem się tu pozostać, ale ciekawość
    184    wzięła górę nad strachem. Schyliłem się, żeby zobaczyć, co kryje się pod
   181   182   183   184   185   186   187   188   189   190   191