Page 184 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 184

wyjmuje nie wiadomo skąd kolejny garnek, a ja już omdlewam i oczy wyłażą
           mi na wierzch.
             – Awrumie Lajb, zostawiam ci jeszcze jeden mały garnuszek na wypadek,
           gdybyś broń Boże zgłodniał w nocy. To przecier jabłkowy, jest dobry po
           obiedzie.
             Pewnego dnia Chawale przyszła bardzo smutna, postała przy mnie kilka
           minut i zaczęła popłakiwać, jeszcze przed rozstawieniem talerzy.
             – Co się dzieje, Chawale, dlaczego jesteś taka smutna? – spytałem z nie-
           kłamaną troską.
             – Facet, którego widziałeś ze mną w kinie, zdradza mnie z inną kucharką.
           Ty mi powiedz, czego mu u mnie brakuje? Przecież mnie znasz. A jakbyś
           zobaczył, z kim mnie zdradza… Ona jest zwykłą szmatą! – I znowu płacze.
           Pewnego dnia chyba się rozpłacze, że nie ma nad czym płakać.
             Nie wiedziałem, jak ją pocieszyć.
             – Chawale, nie płacz. Ja się z tobą ożenię i nigdy cię nie zdradzę.
             – Oj, Awrumie Lajb, zawsze wiedziałam, że pod warstwą brudu kryje się
           duszyczka jak grudka złota. – Chawale patrzy na mnie wzruszona. – Awrumie
           Lajb, jutro przyniosę ci podwójną porcję kotletów.
             Dostaję zeza i zawrotów głowy. Jestem pewien, że w przyszłości sto razy
           się zastanowię, zanim zaproponuję jakiejś kobiecie małżeństwo.
             Odwiedziny Berla Szlepera mają inny charakter. Berl zawsze przynosi jakąś
           ciekawą historię. W większości przypadków o sobie. Opowieści o początkach
           jego przyjaźni ze Ślepym Maksem gotów jestem wysłuchać nawet sto razy.
           O otaczających ich ludziach, o zuchwałych włamaniach. O ich szerokim
           geście po włamaniach. O zdradach kobiet. O bólu po stracie przyjaciela,
           który ucierpiał w trakcie roboty. Czasami Berl przychodzi zamyślony; wtedy
           jego historie są inne i te same postaci raptem stają się zdradzieckie, bardziej
           tchórzliwe i skłonne podkraść przyjacielowi żonę. Jego twarz zmienia się
           w zależności od opowiadanej historii.
             Tego wieczoru przyszedł zgnębiony. Nie chciałem pytać o przyczynę.
             – Wiesz, Awrumie Lajb, czasami otacza cię chmura myśli, tak że nie masz
           dokąd uciec. Co powinienem, co muszę zrobić?
             Berl zna dużo wierszy żydowskich poetów, kiedyś wyrecytował mi utwór
           poety – nazwiska zapomniałem – który szczególnie mi się spodobał. Popro-
           siłem go, żeby powiedział mi go również tego wieczoru.
             „Zabierz mnie do miejsca mych snów,
    182      Zanieś do miejsca, o którym marzę,
   179   180   181   182   183   184   185   186   187   188   189