Page 178 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 178

To był prawdziwy cud. Pobiegł do zajezdni furmanów koło kiosku z papie-
           rosami, krótko mówiąc tam, gdzie pracuje Chawale. Pociąg zapewne wyczuł
           zapach kości, a ja – zapach gotowanego jedzenia. Starałem się na nikogo nie
           natknąć. Mieliśmy szczęście. Chawale stała na zewnątrz przy jakiejś dorożce
           i rozmawiała z jednym z woźniców. Odniosłem wrażenie, że po prostu na
           mnie czekała. Zawołałem do niej po cichu. Przestraszyła się, rozejrzała, skąd
           dochodzi głos. Nagle mnie zauważyła.
             – Oj, gewałt, Awrumie Lajb, dobrze, że przyszedłeś. Już miałam zamykać
           kuchnię. Wejdź, na pewno jesteś głodny.
             Kiedy znaleźliśmy się w środku, Chawale odwróciła się, żeby sprawdzić,
           czy w pobliżu nie ma jakichś obcych.
             – Awrumie Lajb, Berl Szleper szuka cię od kilku dni. Zaczekaj tutaj, dam
           mu znać.
             Tymczasem jednak Chawale naszykowała dwa talerze, jeden dla mnie – na
           nim jakby piramida kartofli z kawałkami mięsa – drugi dla Pociąga, z kośćmi.
           Wzruszyło mnie, że nie zapomniała o nim.
             – Awrumie Lajb, zamykam cię od zewnątrz. Jeśli ktoś przyjdzie, nie od-
           powiadaj. Biegnę do Berla.
             Przed wyjściem odwróciła się do mnie, jej twarz promieniała radością.
             – Ty łobuzie. Masz szczęście. Tuż przed twoim przyjściem nasmażyłam
           placków.
             – Chawale, sam już nie wiem, kogo kocham bardziej, ciebie czy placki.
             Parsknęła śmiechem. Uścisnęliśmy się. Potem zniknęła. Pociąg i ja obżerali-
           śmy się jak wariaci. Brzuch zaczął mi pęcznieć, nie miałem już czym oddychać
           z przejedzenia. Jeśli będziecie kiedyś na ulicy Flisackiej i będziecie głodni, z całego
           serca polecam wam udać się do jej restauracji i skosztować dzieła jej rąk.
             Późno w nocy przybył Berl Szleper.
             – Awrumie Lajb, szuka cię policja. Ktoś zakapował, że widziano cię
           w pobliżu cmentarza. Chcą, żebyś zeznawał w sprawie fałszowanych pienię-
           dzy. Jeśli cię złapią, będą bić, dopóki się nie przyznasz, że byłeś posłańcem.
           A wtedy nie będziesz miał dokąd pójść. Nikt ci nie wybaczy. Teraz chodź ze
           mną, pies zostaje tutaj.
             – Nie. Pies idzie ze mną.
             – Nie można go zabrać.
             – Więc ja też nie idę.
             Berl spojrzał na nas obu, na jego twarzy rozciągnął się uśmiech.
     176     – Dobra, dorożka czeka na zewnątrz. Bierz swoje bydlę.
   173   174   175   176   177   178   179   180   181   182   183