Page 173 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 173

Teraz zauważyłem mężczyznę stojącego tyłem do nas i rozmawiającego
             ze sprzedawczynią.
                – To Jona Moira, najzdolniejszy kieszonkowiec w mieście. To nie kieszon-
             kowiec, to artysta, po prostu mistrz. U niego nauczyłem się tego fachu. Gdy-
             bym za każdy raz, kiedy dostałem od niego w pysk podczas nauki, otrzymał
             choć jeden grosz, dziś byłbym milionerem. O Jezu, nie wierzę. To jest Ruda
             Mańka, jego wspólniczka. Są właśnie na robocie.
                Mańka miała na głowie kapelusz z szerokim rondem, z kwiatami.
                – O Jezu, on też tu jest. Widzisz tego niskiego? Łysego w szarym płaszczu?
             To Nachum Pilcer. Najbardziej zuchwały włamywacz. Takie nic o wyglądzie
             frajera nigdy u nikogo nie wzbudza podejrzeń. Chciał mnie nauczyć swojego
             fachu.
                – Więc dlaczego się nie zgodziłeś?
                – Daj spokój. Urodziłem się kieszonkowcem i umrę jako kieszonkowiec.
             Nic się na to nie poradzi. To tak jak z muzyką. Wszyscy są muzykantami, ale
             skrzypek nie zagra na fortepianie. Trębacz nie zagra na skrzypcach. Każdy
             ma własny instrument. Awrumie Lajb, idę z nimi. Na pewno myślą, że nadal
             siedzę. Zanim tu trafiłem, szukałem ich. Kieszonkowiec nie ma domu, nie
             ma rodziny, jego jedyną krewną jest kieszeń. – Twarz Józka nabrała kolorów.
             Oczy błyszczały. Ręce wymachiwały w powietrzu, palce poruszały się, jakby
             trącał struny. – Czekaj, czekaj, udają trupa.
                – Jak to udają trupa?
                Józek spojrzał na mnie z taką pogardą, że ze wstydu wbiłem wzrok w ziemię.
                – Frajerze, to haczyk. Oni są wędkarzami. Tacy nie zrezygnują z ryby.
             Haczyk jest w pysku frajerów. Zaraz poderwą wędkę.
                Chciałem jakoś wymazać niezasłużone określenie „frajer”, którego się
             dorobiłem, więc desperacko szukałem czegoś właściwego, imponującego,
             żeby mu opowiedzieć.
                – Józek, moja ciocia była prostytutką.
                Chyba trochę zyskałem w jego oczach. Byłem bardzo dumny, że Józek
             raczył na mnie spojrzeć z uznaniem. Po zatuszowaniu wrażenia frajera szu-
             kałem w rodzinie jeszcze kogoś, kim można by się poszczycić. Czułem się
             naprawdę przybity. Nikt w mojej rodzinie nie był mordercą ani włamywaczem,
             ani nawet kieszonkowcem. Po prostu wstyd mi było za nich. Na szczęście
             moja ciotka uratowała honor rodziny. Nagle przypomniałem sobie, że nie
             wszystko stracone.
                – Moja mama mówi, że mój ojciec był skurwysynem.                   171
   168   169   170   171   172   173   174   175   176   177   178