Page 171 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 171

Jego szara twarz była wąska i długa, z małych oczu biła starość. Wyglądał
             jak zaszczuta mysz.
                – Zobaczysz, jak ta mała suka pracuje. Jej pole do popisu to kino.
                Do miasta dotarliśmy pół godziny przed rozpoczęciem filmu. Chciałem od
             nich uciec, ale zżerała mnie ciekawość. Interesowało mnie, jak pracują, chcia-
             łem zobaczyć Irkę, tak więc dałem się przekonać, żeby z nimi jeszcze zostać.
                Przy wejściu do kina Chaim objął dowództwo nad działaniami.
                – Ty, Awrumie Lajb, będziesz patrzył, jak się wykonuje robotę, i staniesz
             z boku. Ty, Józek, w razie nalotu zaczniesz uciekać, żeby ich odciągnąć. Jesteś
             szybki, więc cię nie dorwą. Ja i Herman wchodzimy do środka. Irka zostaje
             na zewnątrz i łapie frajera. Jeśli jej się uda, przekaże wam portfel. Miejsce
             spotkania koło skrzyni.
                Wszyscy skinęli głowami. Stanąłem z boku, śledząc ruchy Irki. Są to ruchy
             kota przed skokiem na zdobycz. Były chwile, kiedy chciałem do niej podejść,
             przytulić ją i przez wieczność patrzeć jej w oczy. Śledziła wzrokiem czekający na

             dworze tłumek. Oczami analizowała i ważyła  zawartość kieszeni. Nagle jej spoj-
             rzenie zatrzymało się na wysokim mężczyźnie z laską w dłoni i czarnym płaszczu
             zarzuconym niedbale na ramiona. Rozpięty płaszcz odsłaniał wykwintny czarny
             garnitur. Twarz miał opaloną. Na nosie tkwiły okulary w złotych oprawkach.
             Tuż przed wejściem Irka podeszła do niego, dygnęła wdzięcznie i nieśmiało. Nie
             słyszałem słów. Po jej minie zrozumiałem, że prosi o pomoc w dostaniu się do
             kina, bo nie ma pieniędzy na bilet. Żałowałem, że nie jestem bogaty i że Irka nie
             zwraca się do mnie. Początkowo twarz mężczyzny wyglądała poważnie i nieufnie.
             Irka nie poddawała się. Jej ruchy stały się jeszcze bardziej miękkie i przymilne.
             Ciekawie było obserwować, jak mężczyzna zaczyna ulegać. Zanim weszli do
             kina, przylgnęła do niego, coś mu szepnęła. Mężczyzna promieniał szczęściem.
             Herman i Chaim weszli za nimi. Ja i Józek zostaliśmy na zewnątrz. Usiedliśmy
             na chodniku. Józek wyjął papierosa i długo mu się przyglądał. Obok witryny
             z fotosami aktorów stał mężczyzna z zapalonym papierosem. Józek podszedł do
             niego i poprosił o ogień. Jedną ręką zapalił papierosa, a drugą, jak zauważyłem,
             obmacał mężczyznę po kieszeniach. Wrócił rozczarowany.
                – To frajer. Nie warto go oskubywać. Nic nie ma.
                Józek zaczynał mnie intrygować.
                – Powiedz, Józek, ty też lubisz być sam?
                Spojrzał na mnie, jakby nie zrozumiał pytania.
                – Zawsze jestem sam. W poprawczaku uczysz się być sam i nikomu nie
             ufać, bo inaczej cię zeżrą.                                           169
   166   167   168   169   170   171   172   173   174   175   176