Page 168 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 168

– Poznajcie się, proszę – przedstawił mnie Herman. – Nazywa się Awrum
           Lajb, nie mówi dobrze po polsku. Jego językiem jest jidysz. Z Chaimem bę-
           dziesz mógł rozmawiać w waszym języku.
             Chaim był bardzo wysoki, barczysty. Rysy miał jakby wyciosane z drewna.
           Oczy zapadały mu się głęboko pod czoło. Jeśli idzie o mnie, nie podałbym
           mu ręki ze strachu, że stracę palec.
             – Ile czasu tu jesteś? – spytał mnie w wiejskim jidysz. Głos miał równie
           toporny jak rysy twarzy.
             – Nie wiem ile, ale dużo.
             Cały jego wygląd wydawał mi się odpychający. Aż biła z niego przemoc
           i wulgarność. Chaim podszedł do mnie i długo mi się przyglądał, jakby pró-
           bując sobie coś przypomnieć.
             – Pracowałeś u Szmila Griba?
             – Tak. Znasz Szmila Griba?
             – Tak. To mój wujek.
             Nie było między nimi podobieństwa. Szmil Grib, pomimo swojej niezdarnej
           sylwetki, miał dobre i ciepłe oczy. Chaim miał w oczach brzytwy.
             – Co się z nim stało?
             – Ukrywa się. Jest ranny w nogę.
             – Ciężko?
             – Wyjdzie z tego.
             – Gdzie jest Chawale?
             – Pracuje w gminnej kuchni na Flisackiej, koło zajezdni furmanów. Jak
           chcesz z nami pracować, weźmiemy cię. Będziesz robił z Józkiem.
             Zacząłem się bać tego całego towarzystwa. Trącili brudem, cwaniactwem
           i okrucieństwem, pomimo perfum Irki. Następnie Chaim zwrócił się do
           bandy tonem niepozostawiającym wątpliwości, kto jest szefem. Wszyscy
           słuchali w milczeniu. Nie zorientowałem się, co im tłumaczył, bo mówił
           bardzo cicho.
             Wszyscy się rozeszli. Po kilku minutach wrócili, każdy z pakunkiem w ręku.
           Zapewne ukryli je niedaleko stąd. Równie szybko rozpalili ognisko. Irka stała
           z boku, nie kiwnęła palcem. Wtedy Chaim zwrócił się do mnie:
             – Jutro przeniesiesz się do mniejszej skrzyni. Dziś wieczorem wszyscy
           będziemy spać w twojej.
             W powietrzu wisiała wyraźna groźba. W duchu postanowiłem, że czmychnę
           od nich przy pierwszej okazji.
    166      – Mogę też spać na dworze.
   163   164   165   166   167   168   169   170   171   172   173