Page 167 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 167
Strasznie się zaczerwieniłem. Wszystko, co się tyczy tych rzeczy, wprawia
mnie w zakłopotanie. Pierwszy raz spotykam typa, który mówi o tych rzeczach
bez wstydu. Może to też należy do dobrych manier. Ale w pewnym momencie
zacząłem się go bać. Odniosłem wrażenie, że byłby w stanie zamordować wła-
sną babcię, ugotować ją, zjeść nożem i widelcem, z białą serwetką pod brodą,
a na koniec obetrzeć usta i powiedzieć z grzecznym uśmiechem: „Babcia była
niedogotowana, a poza tym nie dość słona”.
– Ile masz lat? – spytał Herman.
– Nie wiem dokładnie. Ale myślę, że mam dziewięć i pół, może dziesięć,
a może nawet więcej.
– W twoim wieku już mi stawał. Jeśli zostaniesz z nami, też będziesz mógł
posuwać Irkę. Ona nie robi ceregieli ze swoją dupą.
Nagle wszyscy złodzieje, których znałem – przy całym ich zdziczeniu
i braku dobrych manier, i przy całym brudzie, w jakim się nurzali – wydali
mi się naprawdę czyściutcy. Byli bardziej ludzcy, cieplejsi i przyjaźni. Zanim
Herman poszedł po swoją siostrę, uścisnął mi rękę z szerokim uśmiechem
i podziękował.
– Bardzo miło było cię poznać i mam nadzieję, że zostaniemy przyjaciółmi.
Teraz nie daje mi to spokoju. Moja głowa pracuje jak skrzydła wiatra-
ka. Ciągle się zastanawiam, jak wygląda jego siostra, zwłaszcza po tym jak
powiedział, że nie robi ceregieli ze swoją dupą. Od razu wyobraziłem so-
bie jego siostrę stojącą na ulicy z gołym tyłkiem i wyjaśniającą każdemu
mężczyźnie, który przechodzi obok: „Nie robię ceregieli ze swoją dupą”.
Ciekawi mnie, jak wygląda jego siostra, ale i przeraża. Odwykłem już od
towarzystwa ludzi. Nagle zapragnąłem, żeby nie przychodzili. Znowu chcę
być sam.
Wieczorem Herman wrócił z siostrą i dwójką innych dzieciaków. Po ubra-
niach, które mieli na sobie, można by pomyśleć, że właśnie wyszli z jakiejś
zabawy, zwłaszcza Irka. Poruszała się jak tancerka. Miała na sobie bardzo krótką
sukienkę, szeroką jak dzwon. Na głowie kołysała jej się wstążka w kształcie
ogromnego motyla.
– Poznaj moją siostrę Irkę. To jest Chaim, nasz przyjaciel. A to Józek.
Irka stała przede mną cała w uśmiechach. Nie mogłem oderwać od niej
oczu. Każdy jej ruch był delikatny i leciutki, jakby lada chwila mogła odfru-
nąć. Hipnotyzowały mnie jej niebieskie oczy i wiśniowe usta. Myślę, że nie
tylko nie zauważyłbym, jak mnie okrada, ale nie poczułbym nawet, gdyby
wyrwała mi ząb. 165