Page 165 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 165
razem z jego siostrą Irką. Dwóch pozostałych ukrywa się niedaleko stąd i czy
nie mam nic przeciwko, żeby zamieszkali w którymś z gratów.
Ze wzruszenia nie mogłem wykrztusić ani słowa. Nareszcie nie będę sam.
Nareszcie takie dzieci jak Herman zamieszkają obok mnie. Byłem strasznie
ciekaw, dlaczego taki chłopiec jak on został zamknięty w poprawczaku.
Chciałem go o to zapytać, ale nie wiedziałem, jak się nawiązuje rozmowę.
On z pewnością musiał czuć się niezręcznie i też był zaciekawiony. Kiedy
opowiadał swoją historię, ani jego twarz, ani serdeczny uśmiech, ani sposób
mówienia, ani głos nie zmieniły się ani na chwilę – wszystko pozostało pełne
wdzięku. Okazało się, że cała trójka została skazana na dwa lata za drobne
kradzieże i włamania. Trudno było mi sobie wyobrazić, że Herman wspina
się po balkonach i kradnie pranie lub srebrne naczynia albo obrabia kieszenie
przechodniom. Kieszonkowcy, których do tej pory spotykałem, byli typem
natychmiast rozpoznawalnym, dosłownie z daleka, po ruchach, wyglądzie
i ubiorze.
– Okropnie tam jest – mówił mi cichym i grzecznym głosem. – Jedzenie
jest poniżej wszelkiej krytyki. Wychowawcy to złoczyńcy, strażnicy to bestie
w ludzkiej skórze. Tysiąc razy wolę być tutaj. Włóczymy się już od kilku dni,
przypadkiem przechodziliśmy koło tego miejsca i uznaliśmy, że tutaj łatwiej
będzie się ukryć.
Nie mogłem oderwać oczu od jego delikatnej ręki ani przestać podziwiać
wyważonego sposobu mówienia. Bardzo się bałem, że będzie rozczarowany
i opuści Miejsce. W duchu postanowiłem naśladować jego gesty i uśmiech na
jego ustach. Ale jednocześnie chciałem, żeby sobie poszedł. Przy nim czułem
się gorszy. Dotarło do mnie, jakim jestem prostakiem i zerem. Chciałem go
zapytać, gdzie nauczył się manier i tej wytwornej postawy. Z żalem zdałem
sobie sprawę, że nigdy się do niego nie upodobnię. Opowiedziałem mu
o policji, o rewizjach i nocnych nalotach. O typach, którzy tu przychodzą,
o wszystkich niebezpiecznych szaleńcach. Zauważyłem, że staram się opierać
ręce grzecznie na kolanach, trzymać głowę prosto i uśmiechać się jak on. Być
może niektóre rzeczy udało mi się zmałpować, ale uśmiech chyba nie bardzo
mi wyszedł, bo w środku wyjaśnień Herman zapytał, czy nie bolą mnie zęby.
Wytłumaczyłem mu, jak w razie czego uciekać, i pokazałem sposoby ucieczki.
Opowiedziałem, że zdarzyło się tu morderstwo, że znaleziono martwe nie-
mowlę w kartonowym pudle, że panu Zieleniakowi obrzydło życie, że on też
był strasznie uprzejmy i dbał o ubranie i sposób mówienia. Opowiedziałem
też o tym, jak zeszłej nocy widziałem ożywające rupiecie. Przez cały czas gdy 163