Page 159 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 159

i strzępkami nieba. Nie wiedziałem, co począć. Byłem taki mały w porów-
             naniu z wielkimi słowami, które czekały w mojej krtani. Z moim językiem
             jest ciągle tak samo – zawsze mnie zawodzi. Natomiast nie miałem problemu
             z rozśmieszeniem jej, nauczyłem się tego od Artura, kumpla Szymszona,
             z którym siedział w więzieniu w jednej celi. Zacząłem naśladować skowyt
             szczeniaka, płacz baby kłócącej się z mężem, a na koniec pijaka podrywającego
             kobietę. Bella roześmiała się niepewnie, jakby mechanizm śmiechu zardzewiał
             od nieużywania.
                – Co jeszcze mogę dla ciebie zrobić?
                Bella nie odpowiedziała. Dopiero po jakimś czasie powiedziała cicho:
                – Boję się. Ojciec zaczął pić, rzucił pracę, w domu nie ma ani grosza. Zabije
             mnie, kiedy wrócę. Obwinia moją matkę o wszystkie swoje kłopoty, mnie też.
                Jak łatwo jest trzymać dziewczynę za rękę, a jednocześnie jak strasznie.
             Poza tym okropnie się wstydzę. Nie wiem, kiedy to się stało. Nie pamiętam,
             jak to się stało, że oboje leżeliśmy tak blisko siebie, że byłem gotów stać się
             z nią jednym ciałem. Zniknąć razem z nią. Nie wiedziałem, co mam robić,
             jakby moje ciało nie było właściwie moje, jakbym nie miał nad nim kontroli.
             A jednak było mi dobrze. Cały byłem uczuciem i ciepłem. Wtedy przypo-
             mniałem sobie, że kiedy dorośli śpią razem, zaczynają się kłócić, wyzywać,
             okładać się, pić i obwiniać się nawzajem. Zapytałem o to Bellę.
                – Kiedy twoi rodzice zaczęli się kłócić i przeklinać?
                – Moja mama powiedziała, że  nie ma reguł. Są pary, które żyją w biedzie

             i są szczęśliwe, i są pary, które żyją w bogactwie i są nieszczęśliwe. Awrumie
             Lajb, boję się wyjść za mąż. To przerażające.
                – Jeśli wyjdziesz za mnie, to przyrzekam ci, że nie będę przeklinać ani bić.
                – Wierzę ci.
                Leżeliśmy długo, przytulając się do siebie, aż usnęliśmy. Kiedy się obu-
             dziłem, Belli ze mną nie było. Potem przychodziła do mnie we śnie prawie
             co noc.
                Próbowałem zrozumieć, jak to się stało. Wczoraj była tylko sąsiadką, zna-
             jomą, prawie z nią nie rozmawiałem. I nagle pojawia się na kilka godzin, po
             czym zostawia po sobie pustą przestrzeń. Teraz żałuję, że w ogóle przyszła.
             Przeraża mnie myśl, jak to będzie, gdy dorosnę. Gdy będzie mi się to zdarzać
             za każdym razem. Za każdym razem od nowa. Ciekawe, czy ona mnie zapa-
             mięta, te uściski, tę wielką bliskość. Chciałbym, żeby przynajmniej czuła się
             tak jak ja. Po długim czasie, nie pamiętam już jak długim, spotkałem ją na
             ulicy w towarzystwie jej mamy i wysokiego chłopaka z bródką. Chciałem   157
   154   155   156   157   158   159   160   161   162   163   164