Page 154 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 154

tymi opowieściami. Jego drobna postać rosła na moich oczach, chuda i po-
           marszczona twarz nabierała tajemniczego wyrazu, oczy stawały się bystre
           i czujne.
             Lejbke nie dość, że był wspaniałym gawędziarzem, to jeszcze wybitnym
           karciarzem. Karty nie były dla niego tylko ilustrowanymi kartonikami. Każda
           karciana postać krążyła pośród nas. Gliniarz był waletem, kobieta – damą, as
           – kapusiem. On sam był częścią gry. W ogóle jego świat był dziwny. Za każdą
           rzeczą skrywał się jakiś symbol. Dużo w nim było gniewu, dużo przemocy,
           ale pod tym wszystkim zawsze chowało się przestraszone dziecko szukające
           ciepła, dobrego słowa i miłości.
             Pewnego wieczoru usiedliśmy koło skrzyni. Mojszele poszedł do miasta
           po jedzenie. Siedzieliśmy naprzeciw siebie, na jego twarzy tańczył cień pło-
           mieni. Najwyraźniej w nim samym też tańczyły płomienie. Czułem, że musi
           z kimś porozmawiać. Że po okresie długiego milczenia teraz słowa zaczęły się
           uwalniać, jakby w jego wnętrzu nie było już dla nich miejsca.
             – Noc to przerażająca rzecz… czarna jak oczy Dory… zdradziecka jak jej
           spojrzenie… miękka jak jej pieszczota… skryta jak jej dusza… zamknięta jak
           stalowe drzwi celi… cuchnąca jak jej charakter… Noc w noc zakradała się przez
           ściany jak sen… Najpierw zaglądała przez kraty i wołała mnie… początkowo po
           cichu. Jej głos wpełzał do mnie, aż na pryczę. Budziłem się i drżałem. Tysiąc razy
           jej szukałem… Tysiąc razy ją zabiłem… Co noc to samo… Miałem jeszcze trzy
           lata do odsiadki. Każde nocne spotkanie było dla mnie darem. Miałem ochotę
           nazbierać jej gwiazd z nieba… Gotów byłem wszystko jej wybaczyć oprócz tego.
           Później dowiedziałem się, że donosiła na policję. Jak to się zaczęło, trudno mi
           sobie przypomnieć. Byliśmy sąsiadami… Jej okno znajdowało się naprzeciw
           mojego. Zaledwie trzy metry, a jednak tak daleko jak cel, którego nigdy nie osią-
           gniesz. To było okno w okno. Spojrzenie naprzeciw spojrzenia. Serce naprzeciw
           serca. W gruncie rzeczy jedno serce. Ona jednak serca nie miała. One zawsze
           zwyciężają. Dla niej kradłem… Ale to ona skradła mi serce…
             Patrzyłem na niego. Nie było go tutaj. Lejbke szybował w świecie Dory,
           w jej ramionach, w jej duszy. Te same słowa można wypowiedzieć na tysiąc
           sposobów. Z jego ust słowa dobywały się jak skargi, jak krzyk rannego czło-
           wieka. Tej nocy dowiedziałem się, czym jest cierpienie z powodu miłosnej
           zdrady. Tej nocy nauczyłem się rozpoznawać płacz mężczyzny. Płacz bez
           łez. Rano Lejbke zniknął razem z Mojszelem. Mam przeczucie, że znów go
           spotkam. Możliwe, że szuka swojej Dory. Życzę mu wszystkiego najlepszego
    152    i bardzo mu w duchu dziękuję. Nauczył mnie wyczuwać głos.
   149   150   151   152   153   154   155   156   157   158   159