Page 141 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 141

– Wiem, co się dzieje w twoim sercu, i to jest dobre. Dopóki nienawidzisz,
             nie jesteś stracony. Ci, którzy się pogodzili, to najgorsze ze wszystkiego.
                To była jedna z lekcji Maksa. Bolesna lekcja. A ból podobny był do
             mrocznego cienia, który rozsiadł się w moim sercu i obawiam się, że zo-
             stanie tam na zawsze. Ale dziękuję mu za to, bo w jego towarzystwie czuję,
             że jesteśmy jednakowi, że nie jest to kolejna osoba, która mówi, że jestem
             jeszcze dzieckiem.
                – Awrumie Lajb, nie wolno ci zapomnieć, że oprócz nienawiści są też na
             świecie inne rzeczy. Są kwiaty w ogrodach i mają cudowny zapach. Są ptaki,
             co skaczą po ziemi, jakby grały w klasy. W witrynach sklepów są błyszczące
             rowery, piłki nożne. I jeszcze, no proszę, słyszysz orkiestrę strażacką? To taka
             orkiestra, że nawet jak nie masz siły iść i jesteś głodny, ta muzyka stawia cię
             na nogi.
                Obydwaj wracamy żwawym krokiem do knajpy. W rytm bębnów. W knajpie
             czeka już na mnie Chusidel. Prawie o nim zapomniałem. Koło niego siedzi
             Lejzer Wąsik. Usiłuję podsłuchać, o czym rozmawiają. Temu Wąsikowi bardzo
             pasuje jego nazwisko. Jest malutki i wyschnięty, wbity w czerwonawy płaszcz.
             Z płaszcza sterczy długi nochal, na nochalu opiera się kaszkiet w tym samym
             kolorze. Szmil Grib twierdzi, że jeśli ojciec wygląda jak pchła, to dzieci na
             pewno będą podobne do wszy, a żona do karalucha. Lejzer Wąsik ma opinię
             kapusia, więc w jego obecności nie należy za dużo gadać.
                Chusidel ścisza głos i szepcze mi do ucha:
                – Wczoraj nie mogłem przyjść. Przygotowałem narzędzia do naszej ro-
             boty. Awrumie Lajb, wszystkiego się dowiedziałem. Wyjdziemy z tego jako
             milionerzy. Wszystko sprawdziłem. To żadna praca, tylko dziecinna zabawa.
             Uwiniemy się z tym w pół godziny. Awrumie Lajb, masz szczęście, że mnie
             spotkałeś. Na mnie możesz polegać. Jak nam się uda z robotą, oddamy Bogu
             dziesięć procent.
                – Ile to jest dziesięć procent?
                – Z każdych dziesięciu złotych jeden dla Boga.
                – A co Bóg zrobi ze swoją częścią?
                Chusidel zmieszał się. Próbuje odpowiedzieć na moje pytanie, nie daje
             rady, prawie się pogniewał.
                – Awrumie Lajb, nie myśl o tym. Najpierw musimy się uporać z robotą,
             a potem wszystko przyjdzie we właściwym czasie. Wyruszymy o jedenastej
             wieczorem. Jak usłyszysz gwizdnięcie, wyślizgniesz się na dwór tak, żeby nikt
             cię nie zobaczył.                                                     139
   136   137   138   139   140   141   142   143   144   145   146