Page 143 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 143

nie dasz rady, wejdź do przedpokoju, aż do trzecich drzwi, i wybij łomem
             okno. Może wtedy będę mógł się dostać do środka.
                Dzieciak z filmu sunie ostrożnie naprzód. Tak jak zwykło się to robić.
             Światła filmowych reflektorów oświetlają pierwsze drzwi. Oto drugie drzwi
             i wreszcie trzecie. Publiczność na widowni wstrzymuje oddech. Trzeci pokój
             jest malutki. W środku stoi sedes, nad nim tycie okienko. Wybijam okno,
             ale dźwięk, który słychać, nie jest tylko brzękiem tłuczonej szyby, lecz także
             dzwonka. Ciekawe, czy reżyser zaplanował, że tak będzie brzmiał dzwonek.
             Publiczność wstaje z krzeseł.
                Z ulicy dobiegają krzyki, wśród nich wyróżnia się wrzask kobiety, jakby
             ją ktoś wrzątkiem oblał albo obdzierał ze skóry…
                – Złodziej, złodziej, złodziej…
                Psuje cały film. Według scenariusza rzeczywiście powinna krzyczeć, ale nie
             tak głośno. Uważam, że jeśli reżyser panuje nad przebiegiem akcji, to powinien
             ją zwolnić. Publiczność na widowni wścieka się i żąda zwrotu pieniędzy. Obie-
             cano nam inny film. Widzowie z filmu mieszają się z widzami z ulicy i wszyscy
             krzyczą, że trzeba pozabijać złodziei. Reżyser utracił kontrolę, widocznie on
             też zwiał przed gniewem publiczności. Mnie również ogarnia strach. Niebez-
             pieczeństwo się zbliża. Głosy słychać dosłownie tuż około mnie. Wdzierają się
             przez drzwi. Nie mam wyboru. Skoro wszyscy łamią reguły gry, muszę zrobić
             to samo. Przeciskam się przez okno. Udaje mi się tylko połową tułowia. Druga
             połowa nadal tkwi w środku. Słyszę ciężkie sapanie, zionie z niego nienawiść.
             Resztką sił udaje mi się wyswobodzić. Spadam. Nie mam pojęcia, jak długo to
             trwa, tutaj chyba następuje fragment w zwolnionym tempie. Dzieciak z filmu
             rozbija coś w trakcie spadania. Nad sobą słyszę głosy:
                – Złodziej uciekł przez okno!
                Dostaję cios, nogę mam sparaliżowaną z bólu. Chowam się za drew-
             nianymi drzwiami. Widziałem kiedyś film z bohaterem tak jak ja rannym
             w nogę. Nie poddał się. W filmach bohaterom nie wolno się poddawać.
             Siedzę pod drzwiami, z czoła spływa mi pot. Głowę mam pustą. Zimno
             mi i jednocześnie gorąco. Teraz rozumiem, czemu aktorzy dostają tak dużo
             pieniędzy za swoją grę, i postanawiam, że za żadne pieniądze w świecie nie
             będę więcej grał w filmie. Tym bardziej że pierwszoplanowy aktor, Chusidel,
             uciekł. Modlę się, żeby mnie nie nagrywali, bo twarz mam ubłoconą, a do
             tego trzęsę się i jestem zagubiony. Co powiedzą na podwórzu, gdy mnie
             zobaczą na filmie? Że Awrum Lajb przynosi wstyd ulicy Dolnej. Jak ja
             w ogóle się tam pokażę? Taśma filmowa urywa się. Wokół mnie panuje cisza.     141
   138   139   140   141   142   143   144   145   146   147   148