Page 134 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 134
szacunkiem. Nikt nie chciał mnie przepuścić. Nagle uchwyciłem spojrzenie
Maksa. Zareagował uśmiechem.
– Panowie, dajcie przejść mojemu przyjacielowi Awrumowi Lajb.
Przedtem nikt nie zwracał na mnie uwagi. Raptem, nie znając mnie,
zaczęli się do mnie uśmiechać jak kelner po otrzymaniu napiwku. Niektórzy
w tłumie mieli uśmiech jak wieśniak, którego bolą zęby, taki wymuszony.
Tłum cofnął się, przede mną otwarła się ścieżka do Maksa. Nie mogę pozbyć
się wrażenia, że jestem aktorem. Wyobrażam sobie, że ktoś prowadzi ze mną
wywiad, tak jak się to robi z ważną osobistością albo sławnym aktorem. Jeden
z dziennikarzy pyta mnie, na przykład: „Jak poznałeś Maksa?”.
Długo się zastanawiam, zanim odpowiem. Tak się zachowują ważni do-
rośli. Prosty lud odpowiada natychmiast. Ważniacy wpierw milczą, po czym
mówią bardzo powoli i cicho.
– …Maksa poznałem – tu robię długą pauzę, niech publiczność czeka –
w okolicznościach, których nie chcę ujawnić.
Wszyscy są przekonani, że powiedziałem coś ważnego. Tej odpowie-
dzi nauczyłem się od jednego profesora. Powiedziano mi, że jest sławnym
profesorem. Nazywał się Adam. Ja i jeszcze jeden dzieciak o imieniu Je-
chezkiel zanieśliśmy mu jarzyny z targu. Wieźliśmy je dziecięcym wózkiem.
Jedno kółko odpadło, więc faktycznie musieliśmy sami taszczyć nie tylko
jarzyny, ale i cały wózek. Spoceni i zmęczeni dotarliśmy do domu. A ten
profesor mieszkał na piątym piętrze. Myślę, że specjalnie zamieszkał wy-
soko, żeby nam było ciężej. Zanim dotarliśmy do jego piętra, dusza z nas
uleciała. Kiedy zapytaliśmy, gdzie położyć jarzyny, nie odpowiedział od
razu i w nosie miał to, że trzymam w ręku ciężką siatkę z jabłkami i zaraz nie
tylko upuszczę siatkę, ale cała ręka mi odpadnie. Ten profesor długo czekał,
zanim otrzymaliśmy odpowiedź. „Połóżcie siatkę na podłodze”. Każdy
zwyczajny człowiek oprócz profesora odpowiedziałby natychmiast. Ale on
musiał się zastanowić. Z każdą torbą był ten sam problem, a to jeszcze nie
koniec historii. Kiedy zapytaliśmy, gdzie położyć worek z węglem, myślał
i myślał ten ważniak, aż wreszcie powiedział: „Sądzę, że węgiel trzeba położyć
we właściwym miejscu”.
Strasznie się zdenerwowaliśmy. Tyle czasu się zastanawiać, żeby wymy-
ślić, że trzeba położyć na właściwym miejscu? Z zemsty ukradliśmy mu dwa
srebrne lichtarze, jeden ja, drugi Jechezkiel, i położyliśmy je we właściwym
miejscu. To znaczy pod koszulą. Zanim dotarliśmy do wyjścia, zwinęliśmy
132 też jedwabną koszulę z długim rękawem.