Page 132 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 132

– To jest kino, nie zoo. A ty pomyliłeś adresy. Z twoją gębą ty, twoja żona
           i dzieci powinniście siedzieć w klatce.
             Po tej wymianie zdań wybuchła awantura. Szymszon jak zwykle zaczął
           pierwszy, po czym mężczyzna, który dostał w gębę, zaczął wzywać na po-
           moc policję. Zabawne, ale podczas bójki ktoś zwinął Szymszonowi portfel
           z paroma złotymi.
             – Awrumie Lajb – błagał mnie Szymszon – dam ci, co zechcesz, tylko
           żebyś nikomu o tym nie mówił.
             Lejzer Chusidel patrzy teraz na mnie podejrzliwie.
             – Awrumie Lajb, wyglądasz tak, jakbyś oglądał film w kinie. Obudź się.
           Wróć teraz na przyjęcie, żeby nie domyślili się, że byłeś ze mną. Przyjdę po
           ciebie w środku nocy, bądź gotowy. Połóż się spać w ubraniu. A teraz idź, bo
           ktoś ma tu przyjść, nie powinni nas widzieć razem.
             Byłem trochę urażony. Przecież jesteśmy razem, między wspólnikami nie
           ma żadnych tajemnic. Spotkanie z Chusidlem też wydawało mi się takie jak na
           filmach, gdzie jeden wspólnik oszukuje drugiego. Wszystko było dosłownie
           jak w filmie. Kaszkiet Chusidla. Jego strój, uliczna latarnia rzucająca nędzne
           światło i obsikujący ją pies. Może powinienem być aktorem zamiast złodzie-
           jem? To nawet bardziej opłacalne niż malarz i pisarz.
             – Przede wszystkim – powiedział mi Szymszon – aktor za jeden spektakl
           zarabia tysiąc złotych w jedną noc. Wszyscy cię oglądają, jesteś sławny, więc
           kiedy zostanę aktorem i będę szedł ulicą, wszyscy będą się na mnie gapić, a ja
           udam, że nie widzę spojrzeń wielbicieli.

             Szkoda, że  nikt mnie teraz nie fotografuje, choćby przez parę minut, żeby
           zobaczono, jak ja i Chusidel siedzimy w kawiarni.
             W drodze do knajpy spotkałem jeszcze dużo osób, które mogłyby zagrać
           fajne postaci w filmie – paru mężczyzn z zapalonym papierosem w ustach
           i kapeluszu zakrywającym pół twarzy.
             Ulica wypełniła się wesołymi dźwiękami, chasydzkimi melodiami. Nie-
           którzy z moich bohaterów filmowych siedzieli na chodniku, trzymając na
           kolanach talerze z mnóstwem ciasta. Ledwo udało mi się wejść do środka.
           Musiałem się przeciskać albo prosić o przejście. Niektórzy nie rozumieli, co
           do nich mówię. Podnosili oczy, spoglądając na mnie zamglonymi spojrze-
           niami pijaków. Wszyscy głośno gadali, ale do mnie dotarło tylko parę słów:
           „…Dosłownie rozpływa się w ustach. Kurczak jak u bogaczy. Królewskie
           przyjęcie”. Kobiety wychwalały jedzenie, zwłaszcza smażonego kurczaka.
    130    A mężczyźni – picie.
   127   128   129   130   131   132   133   134   135   136   137