Page 120 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 120

Mimo że już nazajutrz rano czułem się dobrze, nadal skarżyłem się na
           bóle głowy, żeby przedłużyć obżarstwo. Każdy miał jakąś uwagę oraz radę
           na przyszłość. Chawale doradzała mi odszukać mamę, bo dzieciak bez matki
           to jak kwiat bez wody. Szmil Grib tylko się uśmiechał na widok bandażu na
           mojej głowie.
             – Awrumie Lajb, kawał diabła z ciebie. Jesteś małym skurwysynem. Po-
           dobasz mi się. Pewnego dnia opowiem ci o sobie. Przydarzyło mi się prawie
           to samo z moim mełamedem .
                                    39
             Srul przyszedł uścisnąć mi rękę, oznajmiając, że jestem godzien, by nazywać
           mnie dolniakiem. Kazik też przyszedł, specjalnie się wybrał, by powiedzieć,
           że tylko dzieciak mający korzenie na Zgierskiej jest w stanie bronić w ten
           sposób dumy ulicy, i nieważne, gdzie mieszka potem. Bardzo chciałem, żeby
           Godel też przyszedł, ale tak się nie stało. Później dowiedziałem się, że siedział
           w ciupie. Także Berl Szleper przyszedł do mnie w odwiedziny, ale prawie nic
           nie mówił, tylko popatrzył na mnie z jawną sympatią. Potem uścisnęliśmy
           sobie ręce jak mężczyźni.
             Najzabawniejsza jednak była reakcja Hejnecha „Pipki z mlekiem”. Otóż
           Hejnech wyrzeźbił z kartofla medal w kształcie gwiazdy Dawida, poprosił
           wszystkich obecnych w knajpie o uwagę i za pomocą agrafki przypiął mi medal
           do piersi, a wszystko to okrasił jeszcze śmieszniejszym niż sama uroczystość
           przemówieniem.
             – Awrumie Lajb, uratowałeś honor wszystkich wszarzy i pchlarzy, wszyst-
           kich łachmytów i nierobów. Dumni jesteśmy z ciebie i mamy nadzieję, że co
           tydzień pogryziesz jakąś damulkę, aż ci zęby z wysiłku powypadają. Szkoda
           tylko, że nie masz tylu zębów, ile jest damulek.
             Wszyscy się strasznie śmiali, klaszcząc w dłonie. Wcześniej nie znałem
           bliżej Hejnecha „Pipki z mlekiem”. Wpadał wychylić kieliszek wódki czy
           dwa, po czym znikał. Jego przydomek niezmiernie mnie dziwił. Jak można
           starego człowieka nazwać w ten sposób. To pasuje do psotnego dziecka albo
           do kogoś, kogo chce się wkurzyć, ale do Żyda z długą, siwą brodą – nijak to
           naprawdę nie pasuje.
             Znałem takiego jednego. Za każdym razem gdy wołali na niego po prze-
           zwisku, rzucał się do bicia. Moim zdaniem jest głupi. Nie ma przecież na ulicy
           nikogo, kto nie miałby przezwiska: jest Chana Kawka. Mojsze Włamywacz,



    118    39   Mełamed (jid., hebr.) – nauczyciel w żydowskiej szkółce elementarnej.
   115   116   117   118   119   120   121   122   123   124   125