Page 115 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 115

Za każdym razem, gdy odprowadzałem Frojke, docierałem do progu jego
             pokoju, lecz nigdy nie wchodziłem do środka. Tym razem jednak tak się upił,
             że nie był w stanie otworzyć drzwi, a na dodatek zapomniał klucza w knajpie.
             Zostawiłem go śpiącego na schodach, sam pognałem co sił w nogach do knajpy
             po klucz. Ale wtedy pojawił się jeszcze jeden problem. Zamek był strasznie
             wysoko, nie mogłem go dosięgnąć.
                Po krótkiej naradzie Frojke powiedział:
                – Stanę na czworakach, a ty wleziesz na mnie.
                Gdy już dostaliśmy się do środka, raptem Frojke przypomniał sobie, że
             zostawił też w knajpie teczkę z rysunkami i – co najgorsze ze wszystkiego –
             w teczce znajduje się cudowny ołówek. Wystraszyliśmy się obaj nie na żarty.
             Prawdę mówiąc, ja nieco mniej. A właściwie  nawet troszkę się ucieszyłem.
             Miałem nadzieję, że być może zdołam mu ukraść zaczarowany ołówek jeszcze
             przed jego śmiercią.
                Frojke leżał na podłodze, błagając na cały głos:
                – Idź, idź poszukać, Lajbale. Przynieś mi to. Bez tego moje życie nic nie
             jest warte.
                Teczkę z ołówkiem znalazłem pod stołem. Bałem się nawet ją otworzyć,
             żeby nie zobaczyć ołówka, bo może nie starczy mi sił i go ukradnę.
                Następnie w pokoju musieliśmy szukać zapałek, żeby zapalić lampę naf-
             tową. Ale najpierw musieliśmy znaleźć lampę, żeby znaleźć zapałki. Frojke
             dosłownie cudem przypomniał sobie, że ma zapałki w kieszeni, ale na tym
             jeszcze się ta historia nie skończyła. Uparł się, że da radę zapalić lampę sam.
             Nie wierzyłem mu, widząc jego rozdygotane ręce. Miałem rację. Lampa rze-
             czywiście spadła na podłogę i z trudem zdołaliśmy ugasić ogień. W gruncie
             rzeczy nie my, lecz ja. Frojke leżał na podłodze i udzielał mi wskazówek, co
             trzeba robić.
                – Awrumie Lajb, jesteś moim aniołem stróżem. Muzy przysłały cię, żeby
             uratować wielkiego geniusza i jego arcydzieła.
                Frojke próbował parę razy wstać, żeby mnie uściskać, ale nie dał rady.
             Siedział więc na podłodze i deklamował wiersze po francusku. Co parę linijek
             przerywał, tłumacząc na jidysz.
                – Lajbale, to jest wiersz, który napisał francuski poeta, o rzymskim królu
             imieniem Neron. Ten Neron wcale nie był takim wariatem, jak teraz o nim
             mówią. Chciał podpalić Rzym, żeby móc opisać spalone miasto. Lajbale, ja go
             rozumiem. Kto by nie chciał spalić miasta albo domu, albo pokoju. Powiedz
             mi, nie chciałeś kiedyś podpalić miasta albo domu? Powiedz prawdę.    113
   110   111   112   113   114   115   116   117   118   119   120