Page 116 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 116
Po krótkim namyśle przyznałem mu rację. Opowiedziałem mu, jak Ignac
spalił dom księdza.
– Awrumie Lajb, musimy mu wystawić pomnik.
Frojke dalej recytował po francusku, ale już szeptem, aż w końcu usnął
i zachrapał.
Zapaliłem zapałkę. Na stole leżało na talerzu parę świec. W świetle świecy
pokój wydawał się prawie pusty. Po lewej stało łóżko przykryte kolorową
narzutą. Na nim rozrzucone były książki i papiery. W kącie stała sztaluga,
a na niej widoczek otoczonego domami podwórza. Ponad dachami wi-
dać było chmury unoszące się jak para z czajnika. Dookoła sztalugi walały
się puszki z pędzlami. Na ścianach pokoju wisiały gęsto stłoczone obrazy,
prawie bez żadnych odstępów. Wydawało się, że to jeden ciąg tego same-
go. Z kilku obrazów spoglądały na mnie okolone brodami twarze Żydów.
Niektórzy mieli tefilin na głowie. Na paru obrazach namalowane były
nagie kobiety w najróżniejszych pozach. Na jednym namalowana została
kobieta z otwartymi nogami i widać jej było całą siuśkę. To mnie strasz-
nie zawstydziło, bo w dodatku kobieta uśmiechała się do mnie z obrazu
całkiem bezwstydnie.
Przez chwilę miałem wrażenie, że w pokoju ze mną znajduje się jeszcze
ktoś oprócz uwalonego na podłodze Frojke. Przeraziłem się. Zza zasłony
wystawały nogi kobiety w butach na wysokim obcasie. Bałem się podejść.
Nagle zasłona się uchyliła. Ukazała się noga odsłonięta aż po kolano. Co ta
kobieta tutaj robi? Co robiła przez cały czas w ciemnościach? Zebrałem się
na odwagę i uniosłem zasłonę. I głośno krzyknąłem. Naprzeciw mnie stał
manekin gołej kobiety. Na twarzy miała uśmiech tej z obrazu. Na głowie
kapelusz z szerokim rondem.
Tak wiele przeżyłem w tak krótkim czasie. Byłem zmęczony. Zebrałem
z łóżka książki i papiery i położyłem się. Z każdego kąta gapiły się na mnie
zaciekawione oczy. Niektóre postacie zeszły z ram i stanęły przy mnie, przy-
patrując się podejrzliwie. Naga kobieta ośmieliła się dosłownie przysiąść na
łóżku. Odsunąłem się z obrzydzeniem, ale ona wyciągnęła do mnie ołówek.
Był to cudowny ołówek Frojke, którym mnie narysował. Jest już stary i nie-
długo umrze, więc sam będę musiał rysować siebie. Frojke bardzo lubił mnie
rysować. Byłem jego ulubionym modelem.
Zasnąłem. Dwukrotnie się budziłem. Pokój zalewało światło księżyca.
Dostrzegłem w cieniu Frojke, który usiłował nasikać do wiadra, ale z przepicia
114 nie trafił. Jedną ręką trzymał siusiaka, drugą próbował poprawić sobie muszkę