Page 117 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 117
przy koszuli. Na mnie w ogóle nie zwracał uwagi. Spałem chyba bardzo długo.
Kiedy się obudziłem, Frojke stał nade mną, ogolony i serdecznie uśmiechnięty.
– Nu, Lajbale, jak ci jest u mnie?
– Fajnie.
– Nu, Lajbale, wstań, zrobimy sobie coś do jedzenia, a potem cię namaluję.
Tylko pilnuj tego obrazu. Możliwe, że kiedyś będzie wart mnóstwo pieniędzy.
W małej szafce między uginającymi się od książek półkami nie znalazł
Frojke nic do jedzenia. Nawet okruszka chleba. Wtedy zauważyłem, że w szafce
na żywność leżała paleta z farbami i pudełko pędzli.
– Nu, Lajbale, zjemy dopiero u Szmila Griba. A teraz siedź spokojnie. Tu,
na krześle. Uważaj, żeby nie spaść. Trochę się chwieje. Nie wyrzucam go, bo
to jedyny mebel, jaki został mi z domu.
Frojke stanął przy sztaludze, wybrał pędzel i popatrzył tak, jakby mnie
widział pierwszy raz. Jego pędzel szybko zbliżał się i oddalał. Od czasu do
czasu mieszał kolory na palecie i znów wyżywał się na płótnie. Siedziałem
zahipnotyzowany. Zrozumiałem, że Frojke ma nie tylko zaczarowany ołówek,
lecz także zaczarowany pędzel. Nagle pożałowałem, że nie ukradłem mu
ołówka i pędzla w czasie, gdy leżał uwalony na podłodze.
– Nu, Lajbale, gotowe. – Frojke z dumą pokazał mi obraz. – Jak ci się
podoba?
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Z obrazu dowiedziałem się, że mam
fioletowe uszy, jedno oko niebieskie, drugie zielone i w ogóle jestem żółty
jak Chińczyk.
Mistrz Frojke wyczuł moje zakłopotanie.
– Nu, Lajbale, ty i cała ludzkość będziecie musieli przywyknąć do moich
obrazów. Obraz jest jeszcze wilgotny. Przyjdź za parę dni, wtedy go sobie
weźmiesz. Możliwe, że będę musiał trochę go poprawić.
Nie zdążyłem przyjść drugi raz. Najwidoczniej Frojke zasnął z zapalonym
papierosem w ustach albo płonąca lampa naftowa spadła na podłogę. Dom się
spalił. W gazecie napisali nazajutrz, a Szmil Grib mi przeczytał, że z mistrza
Frojke, wybitnego malarza, została tylko garść popiołu. A co najgorsze – jeśli
mnie zapytacie o zdanie – zarówno zaczarowany ołówek, jak i wszystkie pędzle
oraz mój portret z fioletowymi uszami spłonęły w ogniu.
Kilka dni później przed knajpą zatrzymało się czarne auto. Wysiadł z nie-
go człowiek w towarzystwie starej kobiety, ona też była w czarnej sukni,
błyszczącej. Na szyi miała zawieszony ciężki złoty łańcuch. Mężczyzna obok
ubrany był w szary mundur ze złotymi guzikami. Kapelusz też miał w tym 115