Page 12 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 12

Naprawdę nie lubię, gdy zadają mi takie pytania. A zaraz potem następuje
           uszczypnięcie w policzek i pełne współczucia „ojojoj”.
             – Co cię to obchodzi – odpowiedziałem ze złością.
             – Jeśli cię uraziłem, przepraszam.
             Pierwszy raz jakiś dorosły mnie przeprosił. I bardzo mi się to spodobało.
             Nie zauważywszy jak i kiedy, zacząłem mu wszystko opowiadać, wysypało
           się to ze mnie jak kartofle z worka bez dna.
             – No, Awrumie Lajb, nie zaprosisz mnie do swojego domu? Na dworze
           zaczyna padać, każesz mi moknąć?
             Po czym, nie czekając na zaproszenie, wlazł do wozu, usadowił się pod
           workami i zdjął kapelusz. Na głowie została mu mała jarmułka wydziergana
           ze srebrnych nici. Miałem poczucie, że znam go od lat. Kiedy opowiedziałem
           mu swoją historię, pogładził się po brodzie i pokiwał wyrozumiale głową,
           jakby chcąc powiedzieć, że wszystko rozumie i wie, i że wszystko, co mu
           opowiedziałem, rzeczywiście go interesuje.
             – No, Awrumie Lajb, może zaprosisz też Dowidla? On też jest Żydem
           i też moknie.
             Znałem Dowidla z ulicy Zgierskiej. Jego ojciec, reb Szaul Ajzen, miał
           sklepik z pasmanterią, przylegający wprost do mykwy . Trzymał tam ręcz-
                                                          5
           niki, skarpety, nici do szycia, różne kolorowe tasiemki i guziki w każdym
           kształcie, jaki przyjdzie wam do głowy. Widywano go, jak siadywał przed
           wejściem z założonymi rękami i drzemał. Pewnego dnia zastano go tak
           siedzącego bez ducha. Matka zmarła już wcześniej. Po śmierci ojca Dowidl
           włóczył się samotnie i żył z łaskawości sąsiadów. Czasami przychodził do
           mojego wozu, siadał przede mną z założonymi rękami jak jego ojciec i wpa-
           trywał się w powietrze. Pewnego dnia zniknął z podwórza. O jego losach
           krążyło mnóstwo plotek, ale tak na pewno nikt nie wiedział. Okazało się,
           że reb Icchok spotkał go na swoich drogach, opuszczonego i wygłodzonego.
           Teraz jest jego uczniem.
             – No, dzieci, trzeba coś przekąsić, póki jest co – powiedział reb Icchok.
             Jedzenie było bardzo skromne, trochę chleba i cebuli umaczanej w soli,
           ale ja miałem wrażenie, że tak jedzą tylko królowie. Gotów byłem siedzieć
           z nimi bez końca. I wtedy przyszedł mi do głowy pomysł, ale bałem się zapytać.
           W końcu przełamałem nieśmiałość.



     10    5    Mykwa (rytualna łaźnia) znajdowała się przy ulicy Zgierskiej 27, obok bałuckiej synagogi.
   7   8   9   10   11   12   13   14   15   16   17