Page 8 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 8
Cukier. Stąd jego żona nazywa się Gitla Szejndle Cukier. No więc tak: nie
radzę wam napotkać tej bomboniery w nocy, jeśli nie macie w ręku kamie-
nia, a najlepiej zwiewajcie od niej po prostu jak najdalej. Chodzi zgięta wpół,
z kijem w dłoni i nienawidzi wszystkich ludzi. O każdym ma coś złego do
powiedzenia. Jeśli, dajmy na to, powiecie, że reb Borech jest drogim naszemu
sercu Żydem, od razu wam powie: „Jasne, że jest drogi, drogo mnie kosztuje,
winien mi jest mnóstwo pieniędzy za cukier, który ode mnie kupił, a jeszcze
mi grosza nie zwrócił”. Albo na przykład powiecie, że Fruma to pobożna
kobieta, żyjąca zgodnie z nakazami nieba, od razu wam odpowie: „Jasne, jej
mąż też wolałby, żeby siedziała w niebie niż u niego w domu”. Takich rzeczy
przykro słuchać.
Mówiono mi, że zanim Gitla Szejndle wpadła pod koła furmanki i złamała
sobie kręgosłup, była piękną kobietą. Staruszkowie, którzy znają ją z tamtych
czasów, opowiadają o niej cuda i cudeńka. Słyszałem od nich, że nie było
chłopaka, który nie prosiłby o jej rękę, i że swatki biegały wte i wewte po
ścieżce do domu jej rodziców.
Nawet o reb Icchoku nie powie Szejndle Cukier dobrego słowa. Ale nie
można całkowicie odmówić jej racji. Twierdzi, że jest wulgarny, i faktycznie
– nie ma na podwórzu kobiety, której nie uszczypnąłby w tyłek. W ogóle
wszystko, co powiedzielibyście o reb Icchoku, poniekąd będzie prawdą. Można
o nim gadać, co się chce. Ale tutaj mówi się o nim zawsze bez złości, a wręcz
z dobrym i pobłażliwym uśmiechem.
Wielu jest takich, którzy uważają reb Icchoka za wariata. Oni też mają rację.
Bo przecież jak można zrozumieć to, że człowiek, z zawodu lekarz, pewnego
dnia wstaje, porzuca bogatą kobietę, z którą miał się żenić, i włóczy się po
brudnych podwórkach, ciasnych zaułkach oraz zapadłych wsiach, opowiadając
o wszystkim, co zdarza się na drogach, i o wszystkim, co dzieje się na świecie,
zwłaszcza wśród Żydów.
Starzy ludzie mówią, że jako lekarz miał złote ręce.
– Całe szczęście, że porzucił swój fach – śmieje się grabarz Welwel. – Gdy-
by pozostał lekarzem, ja umarłbym z głodu. – Śmiech Welwla brzmi, jakby
dobywał się z pustej beczki albo głębokiego grobu.
O tak, reb Icchok czasem się upija i wtedy wyśpiewuje wesołe piosen-
ki. Niekiedy całą noc gra w karty, tracąc wszystkie pieniądze, które ma
w kieszeni.
Tak czy owak, nawet gdyby reb Icchok był tysiąc razy gorszy, nie zmie-
6 niłbym o nim zdania. Nigdy nie przestaną zachwycać mnie jego historie.