Page 114 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 114
Przeważnie jednak miał poważną i zmartwioną minę. Cieszyło mnie, gdy
nazywał mnie pieszczotliwie „Lajbale”. W jego ustach brzmiało to naturalnie.
– Lajbale, przynieś mi parę paczek papierosów, ale dopilnuj, żeby były
pełne. Z tymi złodziejami nigdy nic nie wiadomo.
Za taką przysługę otrzymuję stałą cenę. Pięć groszy. Chętnie dowiedział-
bym się czegoś więcej o Frojke Eleganciku. Na przykład, skąd wiadomo, czy
człowiek może zostać rysownikiem. Gdzie nauczyć się tego fachu. I najważ-
niejsze ze wszystkiego: skąd wziąć taki cudowny ołówek, w którym chowa się
tyle osób. A także gdzie on mieszka, jak wygląda jego pokój.
Aż pewnego razu upił się Frojke tak, że nie był w stanie dotrzeć o własnych
siłach do domu ani utrzymać w ręku teczki z porysowanymi kartkami. Czer-
wony kapelusz zsunął mu się na koniec głowy. Dziwiłem się, jakim cudem
nie spada. Muszka pod brodą była oklapnięta, jakby próbowała odfrunąć,
lecz nie dała rady i zemdlała po drodze. Chawale chciała go zaprowadzić do
domu, Frojke jednak uparł się, że tylko ja mogę mu towarzyszyć.
– Z kobietą zawsze jest tak – oświadczył głośno – odprowadzi cię do domu,
potem wyszoruje ci podłogę, upierze twoją koszulę, a przy okazji swoje majtki.
Później ci ugotuje, a jak nie będziesz w stanie więcej jeść, zapyta cię: co się stało,
czemu nie jesz? I jeśli odpowiesz, że nie masz apetytu, kupi ci lekarstwo. Przez to
lekarstwo poczujesz się jeszcze bardziej chory. I wtedy ona będzie miała powód,
żeby nie zostawić cię samego. Wolę zapaść na wszystkie france świata równo-
cześnie niż na chorobę zwaną kobietą. Choroba przyjdzie i odejdzie. Kobieta
natomiast pozostanie. – Po czym zaczął deklamować wiersz w jakimś niezro-
zumiałym języku. Co parę kroków przystawał, wspierał się na moim ramieniu
i patrząc na mnie, mówił: – Posłuchaj, posłuchaj, jaka przecudowna poezja.
– Co to za język?
– Francuski.
Nie pojmuję, czemu Bóg stworzył tak dużo języków. Przecież byłoby
najprościej, gdyby wszyscy mówili w jidysz. Języka jidysz nawet nie trzeba się
uczyć. Sam przychodzi i jest najłatwiejszy na świecie. Po drodze odbywamy
z Frojke dyskusję. Wyjawiam mu, że kiedyś chciałem zostać pisarzem, ale gdy
zobaczyłem, jak on rysuje, zmieniłem zdanie – postanowiłem pójść w jego
ślady i zostać malarzem. Powiedziałem też, że za pierwsze zarobione pieniądze
kupię sobie zaczarowany ołówek, dokładnie taki jak jego. Frojke nagle bardzo
spoważniał.
– Awrumie Lajb, przyrzekam, że dostaniesz mój ołówek po mojej śmierci,
112 ale do tego czasu będziesz mógł przychodzić, kiedy tylko zechcesz.