Page 110 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 110

uszy dwóch nieznajomych Żydów, którzy życzyli mu, żeby nigdy nie wyszedł
           z ciupy. Widocznie są mu winni pieniądze albo kapowali na niego, boją się go.
           Ja czekam na niego podekscytowany. Gdybym znał adres pisarza, o którym
           opowiadała Chawale, poszedłbym do niego, żeby się rozmówić.
             – Posłuchaj, pisarzu, Chawale opowiada o tobie straszne rzeczy. Że jesteś
           nieudacznikiem, nie potrafisz ani zarobić na rodzinę, ani wychowywać dzieci.
           Nie wierzę jej. Jest kłamczuchą, wszystkie kobiety to kłamczuchy. Ale wiedz,
           że mógłbyś zarobić krocie, gdybyś opowiedział dzieje Ślepego Maksa. Gotów
           jestem usiąść z tobą i opowiedzieć ci o wielu cudownych rzeczach, jakie zrobił
           dla biedaków. Musisz się prędko uwijać, bo zamierzam nauczyć się czytać
           i pisać i już sobie wyobrażam, jak siedzę w pokoju pełnym książek, otoczony
           mnóstwem kałamarzy.
             Pisarz spojrzy na mnie podejrzliwie i zapyta:
             – Nu, Awrumie Lajb, przekonaj mnie, że warto o nim napisać książkę.
           Opowiedz choćby jedno dobre zdarzenie.
             A ja oczywiście nie muszę się wysilać z opowiadaniem. Tylko czekam na tę
           okazję. I wtedy roztaczam historię o sobie, o Ślepym Maksie i o Berlu Szlepe-
           rze – mam nadzieję, że nie zapomnę później opowiedzieć o Berlu Szleperze,
           on jest moim zdaniem tej samej miary co Maks, a to najpiękniejsza rzecz, jaką
           mogę o kimś powiedzieć.
             – No więc posłuchaj, pisarzu, zaraz ci coś opowiem. Niemal tydzień
           przed świętem Pesach, mimo że wedle rachuby powinna przyjść wiosna,
           wciąż padał śnieg. Być może anioł, który ma obowiązek przypomnieć Bogu,
           kiedy przypada Pesach i poprosić go, by rozkazał słońcu świecić, by wstrzy-
           mał śnieg i ogrzał świat, być może ten anioł upił się i zapomniał o swo-
           im zadaniu, ale wiedział, że Bogu nie brakuje kłopotów, ma on tak wiele
           zmartwień, że nie zauważy, że na świecie coś dzieje się nie tak, jak trzeba.
           Krótko mówiąc, padał śnieg, było ciemno i zimno. I Żydzi siedzą w domach
           przy wystygłym piecu, a pieniędzy nie ma. Nie ma węgla, drewna też nie.
           O zarobku nie ma nawet mowy. I sam słyszałem, jak Maks powiedział do
           Berla Szlepera:
             – Słuchaj, Berlu, jest wielki krach, jeśli nie pomożemy Żydom, to już nie
           będzie komu pomagać, nawet gdybyśmy chcieli. Po prostu Żydzi nie przeżyją
           do Pesach.
             – No więc co proponujesz? – spytał Berl Szleper.
             – Co ma znaczyć: proponuję? – odrzekł Maks. – Trzeba działać i dostarczyć
    108    im niezbędne rzeczy na święta.
   105   106   107   108   109   110   111   112   113   114   115