Page 109 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 109
Słowa Chawale dają mi mnóstwo do myślenia. Kłopot w tym, że myślałem
o tym tak dużo, że znów nie zrozumiałem, czego ode mnie chcą. Strach przed
zostaniem pisarzem tak mnie przeraża, że na siłę próbuję się uśmiechnąć,
kiedy inni się uśmiechają, i odgadnąć, kiedy powiedzieć „przepraszam” albo
„powinszowania”, a wszystko to, żeby się dopasować i nie sprawiać wrażenia
oderwanego od rzeczywistości. Tej zasady nauczyłem się z doświadczenia, ale
nie tak jak trzeba. Opowiadam to w związku z pewnym zdarzeniem, które
mi się przytrafiło.
…Do knajpy przychodzi już od paru dni z rzędu młoda kobieta o imieniu
Eda. Ta Eda jest blada, ma wystające kości na policzkach, rzadkie włosy na
głowie, jest prawie łysa. Przeważnie przesiaduje z Chawale w kuchni i opo-
wiadają sobie nawzajem sekrety. I wtedy nie wolno mi tam przebywać, bo to
może mnie zepsuć. To są kobiece opowieści. Któregoś dnia siedziała Chawale
z Edą, ale nie w kuchni, lecz w knajpie. Każdy, kto się nawinął, podchodził
i ściskał jej rękę. Do mnie dobiegło tylko kilka słów: „twoja siostra, twoja
siostra” i znów „twoja siostra”. Byłem pewien, że jej siostra wyszła za mąż,
więc podszedłem, uścisnąłem ją za rękę i powiedziałem z najgrzeczniejszym
uśmiechem, jaki umiem przywołać na twarz:
– Powinszowania, oby i ciebie to spotkało.
Wszyscy wiedzieli, że Eda szuka narzeczonego, a Chawale próbuje ją wyswa-
tać. Miałem jednak pecha, bo okazało się, że jej siostra nie wyszła za mąż, lecz
umarła. Nie pytajcie, co działo się potem, pierwszy raz dostałem po pysku od
Chawale. Eda uderzyła w straszny płacz, wszyscy byli przekonani, że ja jestem
winien śmierci jej siostry. Na szczęście w knajpie były tylko cztery osoby, bo
każdy, kto się tam posilał, próbował mnie wychowywać. Krótko mówiąc,
od każdego zarobiłem klapsa, aż gwizdało, i jeszcze parę „błogosławieństw”
oraz przepowiedni na temat mojej przyszłości. „Ten dzieciak wyrośnie na
wroga ludu Izraela… Ten dzieciak jest bez serca… Ten dzieciak wychrzci się
przy pierwszej lepszej okazji…”
No i wytłumaczcie dorosłym, że to była pomyłka. Usiłuję z tego zdarzenia
wyciągnąć wnioski. Obiecałem sobie bardzo, bardzo uważać na to, co mówię,
kiedy i w jakich okolicznościach.
Wszyscy są zajęci przygotowaniem powitania dla Ślepego Maksa. Dobrze,
że o mnie zapomnieli. Nikt nie zwraca na mnie uwagi. Wykorzystuję to,
siadam sobie w kącie i znów oddaję się marzeniom. Sądząc z przygotowań,
będzie to przyjęcie, o którym nieprędko zapomni cała Łódź. Nie wiem, jak
bardzo wszyscy rzeczywiście się cieszą z tego spotkania. Słyszałem na własne 107