Page 108 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 108

nasza tajemnica. A może boję się spotkać Kazika, przywódcę bandy z ulicy
           Zgierskiej? Nie mogę mu wybaczyć tego, co zrobił Esterce, strasznie jestem
           na niego zły. Kiedy pewnego razu go spotkałem, staliśmy naprzeciwko siebie,
           milcząc. Po długim milczeniu Kazik spytał:
             – Nu, Awrumie Lajb, wracasz na ulicę? Należysz do tego miejsca. – A po-
           tem dorzucił: – Dalej jesteś na mnie zły z powodu Esterki?
             Nie odpowiedziałem. Nie byłem w stanie spojrzeć mu w oczy, może z po-
           wodu zażenowania. Kazik, którego pamiętam, nie jest teraźniejszym Kazikiem.
           Przedtem był taki chudy, z dużymi niebieskimi oczami i jasną cerą. A teraz
           raptem stanął przede mną ogromny goj, ze szramami po goleniu na gębie,
           z grubym głosem i małymi oczkami zatopionymi w tłuszczu. Borech tkacz
           powiedział mi kiedyś, skąd wiadomo, że człowiek niedługo umrze. Znakiem
           są oczy. Stają się coraz mniejsze, aż w końcu Bóg powiada: dość już widzia-
           łeś, dość nabroiłeś swoim wzrokiem, dość już pożądałeś, całe życie szukałeś
           oczami pieniędzy i dlatego kiedy człowiek umiera, kładzie mu się monety na
           powiekach. Początek życia jest szukaniem pieniędzy i monet, a teraz monety
           zamykają koło. Jest jeszcze jeden znak świadczący o tym, że do człowieka zbliża
           się koniec: są to włosy wyrastające z uszu, bo w grobie leży się pośród roślin
           i dlatego człowiek też staje się jak roślina. Kazik ma już włosy w uszach. Oby
           zdechł z powodu tego, co zrobił Esterce.
             Dwie ulice są tak blisko siebie, a jednocześnie tak daleko jak przeszłość
           i teraźniejszość. A wszystko to tkwi we mnie, w środku. Przynależność do ulicy
           wiąże się z zarabianiem na życie, bo daje także prawo do miejsca na Bałuckim
           Rynku. Praca na targu to taszczenie warzyw i owoców, które kupiły bogate
           panie, do ich domów. A także prawo, by je okraść z pieniędzy. Na szczęście
           Szmil Grib i Godel interweniowali, wyznaczając dni dla każdej bandy. Inaczej,
           niech Bóg chroni, co by się działo, pozabijaliby się nawzajem.
             Z tych rozmyślań i wspomnień wytrąca mnie Chawale.
             – Awrumie Lajb, znowu bujasz w obłokach. Od kwadransa trzymasz ten
           sam kartofel, wcale go nie obierasz. Co z tobą będzie? My ciebie kochamy,
           więc to co innego, ale wszędzie, gdzie będziesz chciał pracować i zaczniesz
           bujać w obłokach, wypędzą cię. U nas na podwórzu był taki dzieciak. Cały
           czas marzył i za to wypędzali go z każdej roboty. Skończył bidulek jako pisarz.
           Zamiast zarabiać na żonę i wychowywać dzieci, siedzi do dzisiaj w nędznym,
           zapuszczonym pokoiku z mnóstwem papierów i książek i pisze po nocach
           historie, których nikt nie potrzebuje. Mówię ci to dla przestrogi. Musisz być
    106    bardziej przytomny i bardziej dopasować się do otoczenia.
   103   104   105   106   107   108   109   110   111   112   113